skarpetki z przepisem na ptysie

Teraz skarpetki mogą być praktycznym prezentem, który sprawi radość, na przykład na Dzień Mężczyzn. Wysokiej jakości bawełniane skarpetki łączą wysoką jakość wykonania z oryginalnymi wzorami i humorystycznymi napisami. Do wyboru są skarpetki we wzory zwierzęce i roślinne, drukowane w ciekawe i fantazyjne motywy. Usmażone i zimne pieczarki zmielić w maszynce o drobnych oczkach. Ptysie rozciąć na pół i każdą połówkę napełniać zmielonymi pieczarkami. A wierzch ptysi posypać ztartym żółtym serem. Wstawić do piekarnika i zapiec chwilkę, żeby ser się rozpuścił. Podawać na ciepło z czerwonym barszczykiem. Ptysie możemy również Pieczemy w piekarniku rozgrzanym na 180 stopni przez ok 15-20 minut. Gotowe ptysie układamy na kratce do przestudzenia. Czas, kiedy ptysie są w piecu możemy wykorzystać na przygotowanie Crème pâtissière. Po dokładnym przepis wystarczy kliknąć tutaj. Jeśli nie macie czasu na robienie kremu, ptysie smakują świetnie nadziane ubitą Skarpetki z kotem. Skarpetki w kotki – na kanapę, na miasto, na poprawę humoru i na Dzień Kota (który wypada teoretycznie 17 lutego, choć według wszystkich kotów powinien być świętowany codziennie). Stopa nabiera w nich lekkości, a krok – elegancji i kociego majestatu. Darmowa dostawa od 99zł. Kupując skarpety damskie marki Calzedonia, przyczyniasz się do inwestycji w lepszą przyszłość naszej planety. Skarpetki damskie z kolekcji Eco naszej marki są wykonane z włókna Q-NOVA pochodzącego z recyklingu, które jest znacznie bardziej przyjazne środowisku niż inne tekstylia. Wie Kann Ich Einen Reichen Mann Kennenlernen. Prawie, jak chinkali To jest wpis, za który mogą się na mnie oburzyć Gruzini i gruzinofile (a także miłośnicy kuchni tego regionu - gdzież moim pierożkom do tych prawdziwych!), ale zaryzykuję... Ciągle jeszcze nie byłam w Gruzji, ale za każdym razem, kiedy mam okazję o niej czytać lub słuchać tych, którzy tam byli, obiecuję sobie, że w końcu to nadrobię. Kuchnia kaukaska w całej swojej prostocie, połączeniu smaków morza, gór, dalszego i bliższego wschodu, ale też zachodu, to takie "moje smaki". Do tego ciepło, otwartość, gościnność... No i te toasty! Od kiedy odkryłam chinkali, są moją wielką miłością. Pyszny pierożek, charakterystyczny pompon, w środku zamknięty soczysty kęsik mięsa i strzykający bulion. Obawiam się jednak, że ich składanie to sztuka, nad którą ciągle jeszcze muszę popracować. W tworzeniu tego dania wspierałam się "Tradycyjną kuchnią gruzińską" Na prawdziwe chinkali po kachetyjsku składają się: ciasto: 500 g mąki pszennej 1 jajko zimna woda sól Z mąki, jajka i posolonej zimnej wody zagnieść twarde, ale elastyczne ciasto. farsz: 600 g miękkiej baraniny 1 duża cebula 1 łyżeczka zmielonych nasion kolendry 50 g świeżego kopru czarny zmielony pieprz i sól do smaku Baraninę zmielić dwukrotnie, dodać poszatkowaną lub startą na tarce cebulę. Do masy dodać kolendrę i drobno posiekany koper, posolić, posypać obficie pieprzem. Farsz dobrze wymieszać, dodać około 1/3 szklanki zimnej wody i starannie wyrobić. Z ciasta zrobić wałek o średnicy ok 4 cm i pokroić go na kawałki długości ok. 1 cm. Każdy kawałek ciasta rozwałkować na krążek o średnicy 15 cm (lub 8 cm, w zależności od preferencji) tak, aby środek był nieco grubszy, niż brzegi. Możemy też rozwałkować więcej ciasta i wykrawać okręgi odpowiednią szklanką. Na środku krążka z ciasta układać łyżeczką farsz tak, aby pozostawało ok 3 cm wolnej przestrzeni od brzegu. Brzegi ciasta zebrać w falbankę nad nadzieniem i skręcić w pompon, uważając, aby nie porwać ciasta. Do rondla nalać wody, posolić ją, zagotować. Nieco zmniejszyć ogień i wrzucać do delikatnie gotującej się wody pierożki po jednej sztuce. Gotować przez 15 minut od chwili wrzucenia (ok. 10 minut od wynurzenia), lekko mieszając, aby nie przywarły do dna. Chinkali należy podawać od razu. Można posypać je czarnym zmielonym pieprzem lub spryskać czerwonym octem winnym. Tradycyjnie je się je rękoma, trzymając za pompon i nadgryzając brzegi. Ważne, żeby nie wylać powstałego w środku bulionu. Ponieważ wciąż trudno jest u nas dostać dobrą baraninę w jeszcze lepszej cenie, mój farsz nieco się różnił od książkowego. Ja wzięłam: 600 g mielonego mięsa wołowo-wieprzowego (było średnio tłuste) 1,5 cebuli łyżkę ziaren kolendry, które utłukłam w moździerzu pęczek koperku ok. 2/3 szklanki bulionu wołowo-drobiowego świeżo zmielony pieprz kolorowy Cebulę starłam na tarce, dodałam mięso i resztę przypraw. Powoli dolewałam bulionu, cały czas wyrabiając farsz, aż płyn zaczął się osadzać na dnie miski. Potem postępowałam, jak w przepisie. My lubimy je z kwaśną śmietaną. Podobno najlepsi składacze chinkali wykonują około 20 - 25 fałdek na średniej wielkości pierożku. Hm. Jeszcze poćwiczę. Smacznego! Sezon na rabarbar: tatin Tak naprawdę ciągle jeszcze uczę się lubić rabarbar. W moim dzieciństwie było go mało (bo szczawiany, ale też przede wszystkim dlatego, że on w Algierii nie występuje tabunami), nie mam więc tych skojarzeń, które napędzają nasze kubki smakowe i nasze wspomnienia. Dla mnie rabarbar to nie babcia, beztroskie wakacje, kruszona na drożdżowym cieście, słońce, opadające skarpetki i te piękne strupy na kolanach. A szkoda. Dla mnie rabarbar to wyzwanie, przestrzeń do nieoczekiwanych połączeń. Była już wołowina z rabarbarem, teraz czas na rabarbar na słodko. Zapraszam na tartę tatin z rabarbarem i rozmarynem. Moja żeliwna patelnia z odkręcaną rączką ma 15 cm podstawy, ale nie zmieniłam proporcji. Doświadczenie uczy - następnym razem wezmę 2/3 proporcji na karmel. Ciasto inspirowane tym przepisem, z moimi modyfikacjami: - 150 g mąki pszennej - 80 g zimnego masła - 1 łyżka drobnego cukru do wypieków - 2 łyżeczki posiekanego świeżego rozmarynu - pół łyżki zimnej wody (jej ilość zależy od mąki) Do mąki dodajemy pokrojone w drobną kostkę masło, a także rozmaryn i cukier, szybko wyrabiamy (możemy to zrobić w malakserze), jeśli potrzeba, to dodajemy wodę. Gotowe ciasto zawijamy w folię i wstawiamy do lodówki na co najmniej 1 godzinę. W tym czasie bierzemy: - 2 - 3 łodygi rabarbaru (pokrojone 2 cm kawałki rabarbaru układamy ściśle w suchej patelni, sprawdzając, ile nam tego wyjdzie) - 200 g cukru - 50 ml wody - 50 g masła - łyżeczkę posiekanego świeżego rozmarynu Cukier z wodą rozpuszczamy na patelni, tworząc złoty karmel. Uważajmy, żeby cukru nie spalić, jest cienka granica między pysznym, nawet ostrawym karmelem, a spaloną ohyzdą. Karmel zdejmujemy z ognia, dodajemy masło i rozmaryn, mieszając. W ramach różnicy temperatur karmel z masłem się spieni. Na tak przygotowaną masę wykładamy obrany rabarbar, układamy go możliwie ściśle w karmelu. Patelnię umieścić z powrotem na gazie, chwilę (5 - 10 minut) poddusić rabarbar w cukrze. Wyłączyć gaz, odstawić patelnię do całkowitego ostudzenia. Jeśli nie mamy patelni z odkręcaną rączką, lub całkowicie żeliwnej patelni, którą możemy włożyć do piekarnika, czeka nas skomplikowana operacja przekładania masy do wyłożonej folią tortownicy. Nie zazdroszczę. Piekarnik rozgrzewamy do 170 C. Ciasto wyjmujemy z lodówki i rozwałkowujemy na grubość ok. 3 mm, tak, żeby jego średnica była nieco większa, niż patelni. Jeśli ciasto nie chce się ładnie rozwałkować, w ogóle się nie przejmujemy, tylko układamy kawałki tak, żeby na siebie zachodziły. I tak nie będzie go widać. Brzegi ciasta staramy się zawinąć pod rabarbarowy karmel. Patelnię wkładamy do piekarnika i pieczemy 30 - 40 minut, do zezłocenia się ciasta. Wyjmujemy, odczekujemy 5 minut, aż karmel przestanie bulgotać. Talerz lub paterę przykładamy do patelni i ostrożnym, acz stanowczym ruchem obracamy całość o 180 stopni. Tartę podajemy z ubitą śmietaną kremówką (bez cukru). Smacznego! Nie tylko na Wielkanoc: roladki z kurczaka z białą kiełbasą i sosem żurkowym Jest kilka rzeczy fajnych w byciu dorosłym. Koronną jest to, że można robić to, co się chcę i lubi. Na przykład tworzyć nowe dania na Święta. Tak, żeby pośród tych tradycyjnych pojawiły się te, które wymyśliliśmy sami. Brat M. mieszka poza Polską i nie mogło go być na tegorocznej Wielkanocy. Kiedy tylko przyjechał, postanowiliśmy odtworzyć mu choć część świątecznego śniadania (a właściwie już bardziej obiadu). Zaprosiliśmy go więc na roladki z kurczaka z białą kiełbasą i sosem żurkowym, czyli nasz wielki wielkanocny triumf. Ale Wy nie musicie czekać aż do następnej Wielkanocy, żeby zrobić te roladki. My z pewnością nie będziemy :) Roladki z kurczaka: W zależności od głodomorstwa i pasibrzustwa, trzeba liczyć 1/2 - 2/3 kurzej piersi na osobę, choć my - na wszelki wypadek - mamy zwykle jedną w zapasie. Poniżej proporcje na 3 osoby + 1 roladka dla niespodziewanego gościa - 3 pojedyncze piersi z kurczaka (mniej więcej jednakowej wielkości, na tyle duże, żeby zmieściła się w nich kiełbasa) - 3 kawałki białej kiełbasy (nieparzonej) - 4 - 6 plasterków dojrzewającej szynki lub surowego wędzonego boczku (ciągle nie potrafimy zdecydować, która wersja bardziej nam smakuje. Nasz portfel ma wyraźną preferencję) na roladkę - sól, pieprz, suszony majeranek Wylaną cienką warstwą oleju lub oliwy blaszkę wstawiamy do piekarnika. Rozgrzewamy do 180 C. Kurczaka myjemy, osuszamy ręcznikiem papierowym. Upewniamy się, że nie ma żadnej pozostałości po kostce. Ostrym nożem jednym ruchem pogłębiamy naturalną kieszonkę (możemy też po prostu naciąć pierś w jej najgrubszym miejscu) tak, żeby zrobiło się miejsce na kiełbasę. Pod żadnym pozorem nie przecinamy piersi do końca! Kieszonkę nacieramy solą, pieprzem i suszonym majerankiem, wpychamy weń kiełbasę, staramy się ją owinąć kurczakiem. Tak utworzony pakiecik szczelnie otulamy plastrami szynki lub boczku. Ważne, żeby część z przecięciem była dobrze zakryta, a plastry kończyły się po drugiej stronie roladki. Owinięte roladki wykładamy na rozgrzaną blaszkę rozcięciem do góry. Piec 40 - 50 minut. Sos żurkowy [inspirowaliśmy się tym przepisem] - 150 ml zakwasu na żurek - 100 ml bulionu warzywnego - 100 ml kwaśnej śmietany 12 lub 18% - pół łyżki mąki pszennej - suszony majeranek Zakwas mieszamy z ciepłym bulionem, podgrzewamy. Mąkę rozcieramy w śmietanie, dodajemy trochę gorącego żurku, żeby zahartować, całość mieszamy, doprawiamy majerankiem. LUB - połowa opakowania żurku w proszku - pół szklanki wody - pół - 2/3 szklanki śmietany - suszony majeranek Proszek rozrabiamy w wodzie, podgrzewamy, dodajemy śmietanę z majerankiem, mieszamy. Roladki kroimy w 1 - 1,5 centymetrowe plastry, podajemy na łożu z sałaty, polanej sosem żurkowym. Sosem polewamy też samo mięso, dekorujemy kiełkami rzeżuchy (o której pamiętałam na Wielkanoc). Może to pomysł na obiad długo-weekendowy? Smacznego! Pochwała prostoty: ogórki małosolne Wiosna do schrupania: świeży, pyszny, zieloniutki gruntowy ogórek, delikatnie tylko muśnięty słoną wodą - ja tak lubię je najbardziej. Ale jeśli wolicie bardziej ukiszone, wybór należy do Was. Wystarczy duży, najlepiej kamionkowy garnek, letnia woda (najlepsza jest taka z kranu, ma wszelkie niezbędne minerały - zbyt "czysta" nie ukisi ogórków), sól, koper, czosnek, korzeń chrzanu, liście dębu, ogórki, obciążenie i czas. W tę uroczą, kocykową pogodę ogórki będą go potrzebować więcej, niż podczas upałów. Miłego chrupania! Poczwórnie zielone farfalle Znowu pada. Jest mokro i zimno, a my poczuliśmy się zmęczeni. Nie chciało się nam wychodzić, ale też nie był to dzień na wielogodzinne kucharzenie. Tak powstał makaron poczwórnie zielony - z groszkiem, lubczykiem, szczypiorkiem i kiełkami lodowej sałaty z balkonowej hodowli. Danie, o którym dłużej się pisze, niż je robi. Dla Mięsożercy - wysmażona na chrupko dojrzewająca szynka. Do sosu potrzebujemy: - 400 g groszku - 1 cebuli - 4 ząbków czosnku - tłuszczu do podmażenia - 1,5 szklanki gęstego jogurtu, wymieszanego z 12 lub 18% śmietaną (można też użyć wiejskiego twarożku) - kulki (125 g) mozzarelli - łyżki posiekanego lubczyku - 2 łyżki posiekanego szczypiorku - 3 - 5 plasterków szynki dojrzewającej (parmeńskiej, szwarcwaldzkiej lub jamon - można też użyć cienkich plastrów surowego wędzonego boczku) - żółtego wędzonego sera do starcia - startej gałki muszkatołowej, soli, pieprzu - ile lubimy - kiełków / listków młodej sałaty lub mięsistych kiełków (np. słonecznika, fasoli, soi) Groszek gotujemy do miękkości, odlewamy. Na suchej patelni podsmażamy szynkę lub boczek - całe, lub przekrojone plastry. Kiedy jest już chrupka, przekładamy na ręcznik papierowy do osuszenia. Na tej samej patelni rozpuszczamy masło. Jego ilość zależy od tego, ile tłuszczu wytopiło się z wędliny. Dodajemy sól i pieprz, podsmażamy pokrojoną w kostkę cebulę i grubo poszatkowany czosnek. Kiedy są już złote, zalewamy je jogurtem, wymieszanym ze śmietaną i pokrojoną w kostkę mozzarellą. Jeśli sos jest zbyt gęsty, możemy dodać łyżkę wody. Pamiętajmy jednak o tym, że jeśli w naszym sosie przeważają jogurt i twarożek, to one jeszcze puszczą wodę i będziemy musieli całość zredukować. Kiedy mozzarella się rozpuści, do sosu wrzucamy groszek i posiekany lubczyk. Doprawiamy gałką muszkatołową. Tuż przed podaniem dodajemy szczypiorek. Sos mieszamy w garnku ze świeżo ugotowanym al dente makaronem (w ten sposób makaron wchłonie pozostały płyn). My jedliśmy farfalle, ale mogłoby to być też tagliatelle, rigatoni, penne albo casarecce. Dekorujemy chrupką szynką, sałatą (lub kiełkami) i startym żółtym serem (niekoniecznie). Smacznego! Weekendowe śniadania - Tamagoyaki Dzisiejsze śniadanie zabrało nas na wycieczkę do kraju kwitnącej wiśni. Zawsze mi się wydawało, że zrobienie klasycznego japońskiego omletu jest trudne, ale później odkryłam przepis Nami. Mi zajęło to dużo mniej czasu, niż na załączonym filmie, ale zapewne dlatego, że moja (okrągła) patelnia jest po prostu dużo większa. Kompletnie też zapomniałam o etapie przecedzania jajek przez sito. Składniki: - 3 jajka - łyżka cukru - 2 łyżki sosu sojowego (lepszy będzie jasny, ale nie miałam, dałam ciemny) - 2 łyżki wina mirin (nie miałam, użyłam bliskiego zamiennika, czyli moscatela) Jajka rozkłócamy w misce, a w osobnej miseczce mieszamy przyprawy, aż cukier się rozpuści. Dodajemy mieszaninę do jajek. Na dużym ogniu rozgrzewamy patelnię z nieprzywierającą powłoką, przecieramy ją ręcznikiem papierowym, nasączonym olejem do smażenia (my używamy rzepakowego). Wylewamy cienką warstwę masy jajecznej, rozprowadzamy po całej patelni. Rozbijamy pęcherzyki powietrza. Kiedy jajka są usmażone, zwijamy omlet, zostawiając go na jednej ze stron patelni. Cały proces powtarzamy do wykończenia masy, dbając o to, żeby wlewać masę jajeczną pod zwinięty omlet, a także żeby zwijać zawsze z tej samej strony. Po usmażeniu (i zbrązowieniu, jeśli chcemy), wykładamy omlet na bambusową matę, zwijamy, nadajemy kształt (ten etap pominęłam). Zostawiamy tak na 5 minut. Po tym czasie kroimy w 6 - 8 kawałków. My jedliśmy go ze startą rzodkiewką i sosem sojowym ze świeżo startym imbirem. Pyszny pomysł na późne śniadanie. Może dla Waszej mamy? Przecież Dzień Mamy można świętować dłużej, niż przez jeden dzień... Wszystkiego dobrego wszystkim mamom. Szczególnie mojej :) Domowy peeling kawowy Jeżeli mierzyć siłę naszej kobiecości poprzez ilość czasu, poświęconego na "dbanie o siebie", o swoje ciało, jeśli nasz kobiecy pierwiastek popycha nas do smarowania, wklepywania, nacierania, masowania, pielęgnowania i malowania, to ja jestem włochatym neandertalczykiem z dużą ilością testosteronu. Z kosmetyków od lat mam kredkę do oczu i tusz, a także perfumy. Nie znoszę smarowania się balsamami, odżywkę do włosów kupuję tylko taką do spłukania, pytania kosmetyczek o kremy doprowadzają nas obie do apopleksji (yyy... Nivea?), a spa mnie bardziej nuży i męczy, niż relaksuje. Kiedy jednak koleżanka (cześć Magda!) opowiedziała mi o domowym peelingu z fusów po kawie, który działa cuda na cellulit, uznałam, że może jednak spróbuję. My pijamy kawę z ekspresu, więc ten peeling kosztował mnie tyle, co oliwka dla dzieci, której w dodatku używa się niewiele. Robimy to tak: - przez kilka dni/tygodni kawowe pozostałości z ekspresu odkładamy, a nie wyrzucamy - po czym mieszamy je z oliwką dla dzieci (lub spożywczą oliwą z oliwek, ale wówczas peeling zyskuje bardzo spożywczy zapach) w stosunku 2:1 czyli bierzemy 2 miarki fusów na każdą miarkę oliwki. Mieszamy. Używamy (czyli nacieramy i spłukujemy). Tak gładką skórę w dotyku miałam może 32 lata temu. Ale ten cholerny cellulit nie znikł w sposób magiczny. No nic. Efekt jest na tyle miły, że jeszcze popróbuję... Hodowla Kiedy w grzybowym sezonie triumfy święci jajecznica z kurkami, my zajadamy się jeszcze pyszniejszą jej wersją z boczniakami. Dziś właśnie ruszyła ich hodowla. Jedyne, czego do niej potrzeba, to ballot grzybni, trochę wilgotnego cienia i cierpliwość. U nas najtrudniej z tym ostatnim... Retro Tort Stefania dla mojej mamy Zbliża się Dzień Mamy. W prezencie mojej mamie chcę dać wycieczkę w przeszłość, do małej dziewczynki z kokardami, do spacerów z tatą do kawiarni Grand Hotelu, do feerii deserów i ciast. Do smaków babci Lodzi, do pierwszych własnych kroków we własnej kuchni, do domowego "ptasiego mleczka", do córeczki pomagającej w obieraniu fasolki, a nawet do sardynek, zamiast śledzi. Mamo, to jest przepis specjalnie dla Ciebie. Przepis i obłędnie słodki tort na Dzień Mamy. Prawdziwy tort Stefania, według przepisu z "Kuchni Polskiej". Kocham Cię, mamo. Do zrobienia tego klasycznego tortu potrzebujemy: na ciasto biszkoptowe: - 6 jaj (300 g) - 300 g cukru pudru - 300 g mąki pszennej - 10 g proszku do pieczenia - kilka kropel olejku migdałowego (lub 10 zmielonych gorzkich migdałów) - laska wanilii (lub ekwiwalent w ekstrakcie waniliowym) - 30 g masła do formy [ja zużyłam mniej] Jajka utrzeć z cukrem na puch, po czym stopniowo dosypywać przesianą mąkę, zmieszaną z proszkiem. Dodać zmielone migdały lub olejek i wanilię. Wszystko starannie utrzeć na pulchną masę. Dwa dna tortownicy [o średnicy 26 cm, choć ja użyłam takiej o średnicy 22 cm, tort po prostu był wyższy] nagrzać, posmarować masłem, ostudzić, włożyć trochę ciasta - cienko - i równo rozsmarować nożem. Ponieważ mam tylko jedną tortownicę o tej średnicy, podzieliłam przepis na dwa i robiłam ciasto na dwie tury, bałam się, że podejdzie mi wodą. Ciasto pieczemy w samym dnie tortownicy, bez obręczy, wówczas mamy pewność, że nie nałożyliśmy za dużo ciasta. Piec w gorącym (200 C) piekarniku na złoty kolor (6 - 10 minut). Zdejmować gorące krążki z dna tortownicy szerokim nożem [ten moment jest najtrudniejszy], układać równo na stolnicy. Proces powtarzać do czasu, aż skończy się ciasto. Z podanych proporcji otrzymuje się 6 - 8 krążków. na krem: - 60 - 80 g kakao i 1/8 l mleka LUB - 100 - 150 g czekolady [im bardziej gorzka, tym lepiej] - 5 jaj - 400 g cukru - 500 g margaryny lub masła - laska wanilii lub ekwiwalent w ekstrakcie - 1 kieliszek spirytusu - 1 kieliszek mocnej kawy Kakao zmieszać z mlekiem, zagotować ciągle mieszając (masa powinna być gęsta). LUB Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej. Jajka ubić z cukrem na parze na pulchną masę. Ostudzić (wkładając miskę do zimnej wody tak, aby ta nie zmieszała się z jajkami), ciągle ubijając. Margarynę lub masło utrzeć na puch, połączyć z masą jajeczną, dodać kakao lub czekoladę, wanilię, spirytus i kawę. Jeśli składniki na polewę nie są w identycznej temperaturze (na przykład jajka nie wystygły wystarczająco), masa może się nam zwarzyć. Nie panikujmy, tylko spróbujmy ją odratować: - możemy całą masę podgrzać na parze, aż grudki się rozbiją - masa będzie płynna, a potem dobrze ją schłodzić. - możemy dodać do masy po łyżeczce wrzątku (w tym przypadku, jeśli masa zwarzy się przed dodaniem czekolady, możemy dodać po prostu jeszcze gorącą czekoladę). - możemy ubić więcej (!) margaryny i dodać do niej po trochu zwarzoną masę. W tym przypadku jednak nie polecam, ta masa i tak jest tłusta. Zimne krążki przekładać masą, boki wyrównać. Tort schłodzić w lodówce. na polewę:- 100 - 120 g gorzkiej czekolady - 50 - 100 g masła Czekoladę z masłem skropić lekko wodą [ja tego nie zrobiłam], rozgrzać na patelni lub na parze, rozetrzeć szybko. Oblać tort, smarując nożem. Moja mama pamięta, że Stefania, nazywana też Stefanką, w Grand Hotelu była sprzedawana w prostokątach, nie w klasycznej tortowej formie. Możecie więc upiec blaty w prostokątnej blaszce. Dla mnie jednak tort, to tort :) Właściwie powinno się ten tort polecać w ramach diety. Nie da się go zjeść dużo, a potem bardzo, bardzo długo (a nawet dłużej) nie ma się ochoty na nic słodkiego... To jest ciasto, jakie się onegdaj podawało: słodkie, że aż mdłe, i bardzo maślane (a jednocześnie ma w sobie dużo z kogla-mogla). Ale też naprawdę pyszne... Smacznego! W parkocieniu krokietni: wytrawne ptysie z łososiem [wpis w równoważnikach zdań, inspirowany Jasieńskim] Piękny, ciepły, późno-wiosenny, a może wczesno-letni wieczór. Słońce jeszcze nie zaszło, jego promienie leniwie przesączają się przez liście. W ogrodzie stół, kwiaty, lampiony, świece, a w altanie zespół i parkiet do tańca. Kelnerzy roznoszą wino i musującego, zimnego szampana. Szmer rozmów (poezyjność? futuryzm?), śmiech dzieci, parasolki i ani pół komara. I amuses-bouches. Delikatne, drażniące podniebienie kąski. Nadgryzam ptysia z musem łososiowo-koperkowym, zamykam oczy. Prawie tam jestem... Przepis na ciasto ptysiowe z tego przepisu: - 1 szklanka (250 ml) wody - 125 g masła - 1 szklanka (250 ml) mąki pszennej - szczypta soli - 4 jajka Wodę z masłem i solą zagotowujemy w garnku z grubym dnem. Kiedy masło jest już rozpuszczone, a woda wrze, zmniejszamy ogień i wsypujemy mąkę, mieszając intensywnie drewnianym tłuczkiem. Mieszamy nad ogniem do czasu, kiedy ciasto robi się szkliste i łatwo odchodzi od garnka. Odstawiamy do całkowitego ostygnięcia. Ten etap jest kluczowy. Jeśli wbijemy jajka do ciasta zbyt szybko, ptysie nam opadną (próbowałam). Kiedy ciasto jest całkowicie ostygnięte, wbijamy po jednym jajku, mieszając (najpierw tłuczkiem, później możemy uruchomić mikser z końcówkami do ciasta), do uzyskania kremowej konsystencji ciasta, które będzie zachowywać swój kształt. Nagrzewamy piekarnik do 200 C. Ciasto wykładamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia - szprycą, lub łyżką. W przypadku małych ptysi koktajlowych jeszcze lepiej jest użyć łyżeczki. Między kulkami z ciasta zostawiamy odstępy, ptysie bardzo urosną. Pieczemy 20 - 30 minut (w zależności od piekarnika), nie otwieramy drzwiczek podczas pieczenia. Po upłynięciu czasu pieczenia uchylamy drzwiczki i pozwalamy ptysiom stygnąć (co najmniej 10 minut) jeszcze w piekarniku. Kiedy całkiem wystygną, nadziewamy. Możemy je przekroić nożem i nadziewać łyżeczką, lub zrobić niewielki otworek i do nadziewania użyć szprycy. Mus łososiowo-koperkowy: - 300 g serka homogenizowanego, lub śmietankowego (lub mascarpone) - szklanka (250 ml) śmietany kremówki 30% - 100 - 150 g wędzonego łososia - sok z połowy cytryny - sól, pieprz do smaku - niewielki pęczek koperku Łososia i 3/4 koperku siekamy drobno, mieszamy z serkiem, przyprawami i sokiem z cytryny (możemy do tego celu wykorzystać blender lub malakser, wtedy nasz mus będzie miał gładszą konsystencję). Zimną śmietanę ubijamy na sztywno, delikatnie mieszamy z masą serową. Nadziewamy, dekorując pozostałym koperkiem. Smacznego! Sezon na rabarbar: wołowina Kiedy zakładałam tego bloga byłam przekonana, że będzie się składał głównie z ciast, ciasteczek i deserów, bo przecież fascynuje mnie pieczenie, ta współczesna forma alchemii... Prawda jest jednak taka, że w pieczeniu najczęściej prowadzi mnie Dorota i nie widzę powodu, by publikować tu cienie oryginału. Drugą prawdą jest to, że w cukiernictwie dokładny przepis jest jednak niezbędny, a ja się łapię post factum, że coś znów zmierzyłam "na oko"... Jakieś ciasta tu w końcu trafią, ale jeszcze nie teraz. W związku z powyższym postanowiłam kreatywnie wykorzystać obecność rabarbaru w lodówce. Zapraszam więc na wołowinę w sosie rabarbarowo-jabłkowym. Potrzebujemy: - 500 g wołowiny na gulasz lub bigos (goleń, pręga lub łata będą najlepsze) - 1 cebuli - 4 sporych ząbków czosnku - rabarbaru i jabłka (najlepiej odmiany do gotowania) - tyle, żeby łączna ich waga wynosiła 450 - 500 g, sami wybieramy, czy wolimy słodsze (więcej jabłka), czy bardziej kwaśne (więcej rabarbaru) danie - łyżeczki mielonego cynamonu - 2 ziaren jałowca - garści rodzynek - łyżki czerwonego wina lub czerwonego octu winnego - szklanki bulionu cielęcego, wołowego lub warzywnego - soli, pieprzu, cukru - do smaku - oliwy do smażenia Cebulę kroimy w kostkę, a czosnek rozgniatamy nożem. Oba obsmażamy na oliwie z solą i pieprzem. Kiedy cebula jest już szklista, dodajemy pokrojoną w kostkę wołowinę, którą równo obsmażamy. Obsmażoną wołowinę zalewamy łyżką wina i szklanką bulionu, dodajemy obrane rabarbar i jabłko, również pokrojone w kostkę, a także cynamon i zmiażdżony w moździerzu jałowiec. Zmniejszamy ogień i dusimy danie pod przykryciem, mieszając, aż jabłko i rabarbar się rozpadną. Wówczas odkrywamy, dodajemy rodzynki i doprawiamy solą, pieprzem i cukrem do smaku, po czym pozwalamy całości się zredukować. Podajemy z ryżem. Może nie najpiękniejsze, ale bardzo pyszne słodko-kwaśne danie - polecam! Smacznego! Obiad niedzielny: golonka w piwie Tak, no wiem, mieliśmy jeść lżej. Więcej sałatek, więcej świeżych warzyw, mniej tłuszczu, mniej cukru, mniej węglowodanów. No mieliśmy. I właściwie się staramy. Naprawdę! Tylko, że mama Mięsożercy pokazała mu ostatnio nową jatkę na bazarze. I tam była taka zgrabna goloneczka... Na niedzielny obiad, Mięsożerca poleca golonkę duszoną w piwie, podpiekaną w piecu. Zrobił to tak: Wziął 1,4 kg świeżej golonki z małą kostką. Golonkę umył, osuszył, skórę ponacinał w kratkę. Do namaszczenia użył: - grubej morskiej soli: 2 łyżeczki - goździków: 10 sztuk - czarnego mielonego pieprzu: 1 łyżeczka - suszonego rozmarynu: 1 łyżeczka - takiegoż majeranku: 1 łyżeczka - świeżego czosnku: 5 ząbków, posiekanych - korzenia imbiru: 2,5 cm Wszystko wymieszał, natarł powstałą masą golonkę, odstawił na 3 godziny (można dłużej, na przykład zostawić na 12 - 24 godziny w lodówce). Teraz wyjął z lodówki: - olej do smażenia - ciemne, lekkie piwo - 0,5 l a z szafki: - liście laurowe: 3 - ziele angielskie: 4 Postawił żeliwną brytfankę na gazie, rozgrzał w niej olej. Obsmażył golonkę ze wszystkich stron (zaczynając od najgrubszej skóry), a gdy była już rumiana i pachnąca, zalał piwem, wrzucił ziele i liście. Kiedy piwo się zagotowało przykrył i dusił 2 godziny na małym ogniu, od czasu do czasu sprawdzając ilość płynu. W międzyczasie zrobił glazurę z: - miodu: 1 łyżka - pasty z ostrej papryki: 1 łyżka i rozgrzał piekarnik z blaszką w środku do 180 C. Przełożył mięso z brytfanki na blaszkę, zalał glazurą, wsadził do piekarnika na 1 godzinę. Pozostały w brytfance sos zredukował - ten okazał się w efekcie bardzo słony (można by było temu zaradzić gotując w nim pół ziemniaka), ale używany w niewielkich ilościach idealnie podkreślał smak mięsa! Do pożarcia z chlebem, pieczonymi ziemniakami lub kaszą (może być gryczana, może być pęczak). I michą sałatki, żeby mieć choć złudzenie, że odżywiamy się zdrowo... Smacznego! ANTYFONA Dziewięćdziesiąt dziewięcioro Pieśni — strof po ośmnaścioro Niech się zlecą, niech się zbiorą! Jedne, jak żałobne kiry; A inne, jak śmiech satyry; A inne, jak dźwięczne liry. Proste, szczere i dwójznaczne; Najwzorowsze i dziwaczne, I przewrotne, i opaczne. Jedna z piosnek tych wydarta, Zda się, z pamiętników czarta; W drugiej się anielskość warta. Zatrute miłosnym jadem; Migocą skier miriadem — Oto je przed wami kładę. Sarkał w nich autor, szyderca; Wiązał ironiczne scherz‘a, Lecz i płakał w głębiach serca. Precz pęta z nóg i rąk! W godowy stańmy krąg! Zadzwonił szczęścia gong! Hej na rozstajny trakt! Zawrzyjmy z czartem pakt! A bogi w kąt — do akt! Człek rodzi się, by zmarł. Hej w tan! Szukajmy par! Niech kipi życia war! Dość umartwienia, dość! Hejże w rozkoszy włość! Rzucona losu kość. Trącił o struny smyk. Cień wątpliwości znikł. Hej, marsz w taneczny szyk! Dziewoję ujmuj w pas! Do taktu: raz, dwa, raz, Gra wiolin, wtórzy bas. Dość pokut, żalów, skruch! Puść koło życia w ruch I kręć je, kręć za dwuch! Wżeraj się w szczęścia kloc, Jak robak, w dzień, i w noc: To cała twórcza moc! Życiowej miazgi biel, Jak czerw, na próchno miel: To cały twórczy cel! Do knajp uczęszczaj, w tłok: Gdy cię rozmarzy grog, Biermädchen w usta — cmok! Wdziej frak i śpiesz na bal! Do dam cholewki smal! A resztę — licho pal! Co? Nie chcesz? Więc, monchère, Addio! Skręcam ster W l‘infini de la chair. Nieskończoności chciej Dociekać w pięknej płci: To szczęście, mówię ci. W zapachu żeńskich stad Masz używania szmat: Jak bratu, mówię brat. Która piękniejszą płeć Wydaje ci się mieć, Imaj ją w sztuki sieć. I takbyś rzec jej mógł: Płeć piękną stworzył Bóg, By była sztuką sztuk. Ach, moją sztuką tyś, Na inoich ustach wiś, Wszak żyjem tylko dziś! Do zaświatowych met, Gdy umrzem, zdążym wnet, A dzisiaj — tête à tête! Ty się w ułudach kąp; Ja wolę — do stu bomb! — Ciała kobiecą głąb. Ty się z abstrakcyą czul. Dla mnie — do kroćset kul! — Wszelka abstrakcya — nul. Wżeraj się w idej świat: Jam się w realność wjadł. No, kto z nas większy chwat? Tyś objął czczość, ja — biust. Mar szukasz, a ja — ust. No, kto ma lepszy gust? Tyś chory, a mnie nic. Ty schniesz, jam zdrów, jak rydz. No, powiedz, kto z nas fryc? Tyś już się duchem stał. Ja żyję, jak sto ciał. No, czyjże lepszy dział? Ogródek. Gra wiolonczela. Zdrój wódek. Szampan gdzieś strzela. Używa ludek wesela. Z wiela kojczyków­‑przegródek Wydziela dżum się zaródek. W oskrzela wsiąka dym, smródek. Lecz w tłumie życia wre jubel. Szumię, jazgoczę, jak wróbel. Do stu mnie dyabłów ton nobel? Pod skóbel zawrzeć się? w trumnie? Gdy rubel toczy się ku mnie? Dubelt się żyje, mój kumie. Ma się przy ciele bliziutko Madmuazelę ładniutką. To cel nad cele, jagódko. Smutkom, piołunom w udziele Tyś dał wszyściutko, aniele: Ja — piję z wódką to ziele. IDEAŁ Niech tam szczęścia niedowiarki Usychają, jak sucharki. Nasze hasło innej marki. Póki tli się w źrenic próchnie, Używajmy dóbr miluchnie, Aż circumferencya spuchnie! Nie rozumiem ja — ma foi! — Po co tyle wieków truła Ludzi świętych ksiąg bibuła? Dość tej głupiej gospodarki! Nim nam przetną życie Parki, Pijmy rozkosz z pełnej czarki! Nim zaświeci dnem szkatuła, Użyj, niechby dusza czuła, Że nie darmo tu się tuła! Przy kieliszku i dziewuchnie Siądź, i mile, rozkoszniuchnie Gruchaj, póki śmierć nie gruchnie! Jeśli żyć chcesz, jak wypada, Niech ci służy moja rada. Mienie miej, a zkąd? — któż bada? Czy dziedziczy się z pradziada, Czy zagrabia się, czy skrada — Głupstwo! Szczęsny ten, kto włada. W wąsy ojce, w ręce matki Całuj, w czółka drobne dziatki, A w buziak — piętnastolatki. Damom służ! Nie służysz — wada. (Dama damie opowiada): Oto życia jest rulada. Zwódź (dla tradycyi) mężatki. Jeśliś do tego nie chwatki, To podejrzane zadatki. Łam wigilijne opłatki! Jajkiem się dziel! Tańcz w ostatki! Oto do szczęścia masz kładki. Dobrze to jest być dziedzicem. Sprzedał żyto lub pszenicę I przyjeżdża do stolice. Hotel. Fryzjer goli lice, Sztafirkuje wąsy w szpice. Dobra. Teraz — na ulicę. Zdrów, syt, wolen melancholii, Człek nabywa prezent z kolii, I podąża z tem do Loli. Przy śliczniutkiej tej podwice, By nie zaschło człeku w grdyce, Jakąś golnie się szklanicę. Potem?... Potem — na co kolej: Człowiek w dryndę się dryndoli. — Wal w Aleje! (Cwał sokoli). Ludzie gapią się, atoli W dryndzie z Lolą człek swawoli... Nie masz milszej w życiu doli! Mielim ongi sławnych króli; Mielim świętych w aureoli... Było!... Niema!... Z Bożej woli! Mielim hen — koło Pomorza, Przed wiekami łachę morza... Było! Niema!... Wola Boża! Morze, pełne głębin chlustu, Nie przypadło nam do gustu, Widać — z Bożego dopustu! Morska woda smak ma gorzki; Nam od Bogów — słodsze bożki; Drwimy z świętych, my — świętoszki. Co tam! Siedźmy w cichej wiosce, W zgodzie z życiem, w snu beztrosce, I dziękujmy Matcebosce... Głębin zanik, wyżyn opust Zapomina człek w mięsopust. Było! Niema!... Boży dopust! Dajmy na to, że się dom ma. Wielka własność nieruchoma, Z renty tysiącami stoma. Jakbym żył? To rzecz wiadoma. Trochę posiedziałbym doma, Potem Paryska Sodoma. Na lato by mię popędy Popędzały do Ostendy, Na gołych niewiast oględy. Gołość kobiet — rzecz łakoma. Ta ma to, a tamta to ma... Psia krew! Sacré bleu!.. Oskoma! Tiens! Tej chciałbym zyskać względy. Radź, na Boga, jak, którędy Się przedostać do jej grzędy? Takbym żył tam, tu i wszędy. Miałbym rzędy, czcił urzędy, Kupony i dywidendy. Żeby na kuchni się znała, I na me zdrowie chuchała... Daj taką żonkę mi, Ałła! Higienicznych docieczeń Żeby grunt znała i leczeń, I smaczną piekła mi pieczeń! Niech ma smak pieprzów i cykat. O, Ałła! Daj ten unikat Szczęścia i nad niem kacykat! Niech żona czci me ukazy, Niech jej usteczka i zrazy Wzbudzają we mnie ekstazy! Niech umie smażyć mi ptysie I niech ładniutkie ma pysie... Taką daj, o Ozyrysie! W mężobojności i strachu Niech żyje, nie śniąc o gachu... Daj taką żonkę, Allachu! Szczęściem byłoby (i wielkiem): Ziemską ogródka mieć dzielkę I prząść tam życia kądzielkę. Nadziać kapelusz­‑umbrelkę, Surduty z siebie zdjąć wszelkie I w pólku gmerać rydelkiem. Kopie się, sadzi się, schyla, Zlewa się, gnojem zasila... Wyrosną kwiatki: pons, lila. Pot ścieka pod kamizelkę. Attendez! Trzeba zdjąć szelkę. Dość! Odpoczynku kropelkę. Napracowało się tyla! Teraz wytchnienia jest chwila. Człeku się obiad przymila. Człek się za chwilę posila, Żołądek jadłem uila, Niewinny, zdrowy, jak lilia. Przepych gór, mórz, oceanów — Zagraniczny lux dla panów. Ty płebeju, masz Pacanów! Siedź tu, haruj, znoś niedolę, Tęsknot cierp do świata bole: Świat mam — ja, bo mam obole. Gnijcie w Pyzdrach, golcy, chmyzy! Ja tam biorę za walizy, I koczuję, jak Kirgizy. W upojeniu koczowniczem, Jedzie sobie człowiek blitz‘em, Jedzie, nie myśli o niczem. Z żoną, lub nie­‑żoną w parę, Ma sobie coupé separé. Jazda! Puszczaj całą parę! Póki złota jest, jak lodu, Podtrzymujmy splendor rodu, Chlubę i Dumę narodu! Ku pożytkowi mięs, Żyć sobie, jako prince: To byłby szczęścia kęs! Na obiad potraw sześć Zamieniać w ciała treść... Ach, takie życie wieść! Jak Gontran, albo Guy, W dzień pięćkroć zmieniać strój: To jest ideał mój! Koński mię wozi kłus; Samochód, blitz’a wóz; W banku mam złota stós. Chce się zabawić człek, Realizuje czek, I puszcza złoto w bieg. Mniej więcej w taki sens Jabym w tem życiu grzęzł, I ugrzązłbym, jak prince. Znającą się na kredensie, Na jarzynach, cieście, mięsie, Jeśli znasz panienkę — żeń się! Żeń się i na wszystko dmuchnij! Szczęśni duchem ubożuchni: Zdrój żywota płynie z kuchni! Strzeż się żon à la Burne Jones. Polka niech wie, co polonez, Rosół, bigos i majonez! Do rosołu pietruszeczka Idzie i pieprzu troszeczka: O tem niechaj wie dzieweczka! W jakim stosunku i co się Konglomeruje w bigosie — Wiedzą z „Tadeusza“ Zosie. Rad zaś co do majoneza Nie dajem (ni poloneza): To za trudna dla nas teza. „ŻURFIKS“ Dziwak samotny i skryty, Od świata kołkiem zabity, Żyje życiem eremity. A nam, rzeszy pospolitej, Nie łaskaw złożyć wizyty. Psiakość! Nadludzkie ambity! Duchowe rai badania; Cielesnym żądzom przygania... Ależ to, panie, tyrania! Ty, najedzony, podpity, Wtłaczaj się między kobiéty: To mi to czyn znakomity! Twórczość, to, panie, rzecz tania. Ważniejsze, co się wyłania Z rozmownych ludzi gadania. Człowiek się z domu w dom słania: Obiadki, stypy, Śniadania... To mi poezya działania! Muzyk, bankier i kanonik; Wieszcz od pogód i od kronik; Rachel grono i Weronik. Mauvaisgenre‘ek i bonton‘ik; Rozmów szeleści żargonik... Oto jour‘u jest wygonik. Pani Rachel kawkę cyka I zabawia kanonika; Z wieszczem grucha Weronika. Zerwał się rozmowy konik. Nut się rozwija rulonik. Będzie śpiew. Cichnie salonik. Tenor już ślinę przełyka; Wtór klawiatury dotyka; Leje za trylem tryl grdyka. Piękną jest rzeczą muzyka. Przy niej się pieczeń z indyka Snadniej przez kiszki przemyka. Gdy publiczność­‑bajadera Tobie ramion nie otwiera, Lichszym czujesz się od zera. W samotności człek się tera: Duszę wampir­‑myśl pożera. Duch samotny — to chimera. Taki ziemski jest padołek: Bez przyjaciół, przyjaciółek, Jesteś, jak bez płota kołek. Nie zamykaj się, jak sknera. Daj, niech bliźni w tobie szpera, Niech się kuma z tobą, zwiera. W kąt się nie kryj, jak fiołek. Żyj! Nuż bliźni ci aniołek Przystawi do raju stołek? Nie unikaj zebrań, spółek, Balów, fix’ów, kół i kółek, Herbat, kaw i innych ziółek! Dom państwa Iksów (fix — w Piątki). Bal. (Bale — szczęścia przylądki: Tak chcą światowe obrządki). Chaîne! (Komenda). Drżą zakątki. Rają mamy — szczęścia prządki: Oceniają się majątki. Panicz. Z paniczem panienka, Szczęśliwa i mokrzuteńka. Z kanapy zerka mateńka. Stop! Drałuje młodzież w kątki Ćpać zakąsek barwne grządki, Sączyć z butel, doić sądki. Mazur! Mazur! — hasło dźwięka. Ognia, wiara! Hej, ogieńka! Panicz przed panienką klęka. Cichy dom (pokój, kuchenka). Płacze Halka samiuteńka. Panicz uwiódł. Serce pęka. Woń żubrówki, odór mięty. Żubr wstawiony, Tur ucięty. Oj, dziś­‑dziś­‑dziś, tan się wije! Kto nie pije, tego w kije! Dziś się żyje, jutro gnije. Oj, skry­‑skry­‑skry krzeszą pięty! Razem, razem w Kołomyję! Oj, hoc­‑hoc­‑hoc, żywo, żywo! ............ Szumi, szumi życia piwo. Tłum ciał. Trenów oplączywo. Rojny jazgot. Nóg tętęty. Tancerz damie dyszy w szyję. Pożądania czarne męty Zćmiły ócz jej dyamenty. Nim źrenice nam zakryje Sztywnej, niemej, Śmierci szkliwo, Parzmy, wiążmy się w ogniwo Z tanecznicą urodziwą. Piątek. Jour­‑fix z kawą czarną. Panowie do dam się garną. Woń pomady, potu... Gwarno, Zakąśliwie, gospodarno: Szynka, śledź, kawioru ziarno, Sandwish‘e, kanapki z sarną. Jedni czynniej, inni bierniej, Każdy, każdy bliźnich czerni, Zwłaszcza, gdy jour‘om niewierni. Z przyjemnością regularną, Smakowitą i bezkarną, Jemy koźlicę ofiarną. Ponawtykać w bliźnich cierni, Poplotkować, jak... (odźwierni) — Jest przyjemnie najniezmierniej. Żurfiksowi, bliźniożerni, I tacy niezmiernie mierni, Huczym, huczym, jak w hamerni! Z europejskim oddechem Kawiarnia. Siedzą: Czech z Lechem, Izaak z Melchizedechem. Tu zmawiają się przed grzechem; Tu się schodzą na pociechę, Jeśli coś zgrzeszyli z pechem. Wszedłeś. Piccolo blat dźwiga. Tnie ukłony garson, wyga. Czytasz. Melanż ci wystyga. Witzblat. Śmiejesz się... he, he, he!.. A gdyś wypogodniał śmiechem, Burzysz się polityk echem. Przeciw tobie zwarta liga: Sąsiad w nos ci dymem rzyga; „Oko sypie“ Kallipiga. Pan wirth kręci się, jak fryga, I dorabia się feniga... Wielka zdejmie cię fatyga. Gdy robota idzie marnie, I gdy smętek cię ogarnie, Dla pociechy masz — kawiarnię. Pierzchły samotnicze strachy. Tu masz serc i ciał zapachy, Bilard, domino i szachy. Tu człek kośćmi bil kołata; Dostaje lub daje mata, I rozmową grę przeplata. Don-Juany, Sanszo­‑Pansze. Falstafy i inne branże Tu siedzą, piją melangé. Każdy spija i przeżuwa; Przeczytuje, pali, spluwa, Gada... Wszystkich dym osnuwa. Północ. Lżej ci na wątrobie. Widzisz, że nietylko tobie Źle tu jest na ziemskim globie. Mazur! Mazur! Tej pokusie Nie ostoją się Jagusie, I Helusie wdzięczą mu się. Córy, córki i córusie; Chłopy, chłopcy i chłopusie Tańczą, mokrzy, jak w Śmigusie. Żywot krótki (brevis vita)! Wiwat mazur i kobiéta! Zgrzyta smyk o struny, zgrzyta. Wiuczy smyk, jak nóż po brusie; Trze o struny końskie włósie; Jęczą skrzypki, mój Jezusie. Dźwięczy nuta rodowita: Ładna tamta, ładna i ta... Hasa człek, aż świt zaświta. Mazur! Mazur! — przy dnia świetle. Grajcie skrzypki i basetle!.. Niech się spalę, niech się zetlę! Byt jest krótki. Wierz tej tezie! Zamiast w głupiej tkwić ascezie, Żyj, używaj, ile wlezie! Żyć — to kochać. Stwierdź to czynem! Porzuć księgi! Łap dziewczynę I wyściskaj, jak cytrynę! Kto raz umarł, ten nie wskrzesa. Kpij pan z Arystotelesa I z Platona! Żyj do biesa! Nie znieprawiaj dni goryczą! Nie peroruj moralniczo! Nie kłam cnót, gdy żądze ryczą! Młodyś? — użyj! Dziad? — klep pacierz! Zdrowie masz, to niem się naciesz! Żyj, bo raz rodziła macierz! Gdy cię proszą Zety, Iksy, Chodź na jour‘y, bale, fix‘y, Nim cię piekeł porwą Styxy. DON JUAN W małżeństwie się złudy rwie nić. Gdyś wziął ślub, w niewolę wzięni‘ć. Jassyr taki trudno zmienić. Do żon cudzych, gdyś nie leń — idź! Byle w gzach się tych nie lenić, To i można się nie żenić. A do dzieci, gdyś jest czułkiem, To naśladuj w tem kukułkę I znoś jaja w cudzą spółkę. Ród swój możesz rozprzestrzenić, Bezimiennie lądz się, plenić: Nie dasz na edukacyę nic. Poco masz być mężem­‑wółkiem, Jeśli tak żyć można — gołkiem, Mając żonę­‑przyjaciółkę. Mąż nad głowy ma wierzchołkiem Rogi, a ty z dumnem czółkiem Szczęścia jesz sobie gomółkę. Krwi w tętnicach puls mam jary. Widok dziewki niezbyt starej. Wywołuje na mnie wary. Nie zawracaj mi gitary, Że są grzechy, piekła, kary... To przesądów chochoł stary! To Katońska jest etyka! Tu — Warszawa, nie Utyka. Niechaj żyje nam podwika! Wyją, skomlą żądz ogary. Pośród żon i nie­‑żon chmary Chodzę, węchem szukam pary. Bryka sobie człowiek, bryka, Póki w krzyżu nie zastrzyka Artretyczny ból „piernika.“ Ale na takiego tic‘a Radzi terapeutyka. I znów otwarta rubryka. Jedna żona mię swem żeństwem Kokietuje z nabożeństwem. Wytrwać nie jest podobieństwem. Na sam‑na‑sam mię zaprasza, Gdy gdzieś męża licho nasza. Ach, szczęśliwy człek, jak basza! Mąż rewolwer ma w kieszeni, Z zazdrości się zżyma, pieni, A myśmy — wniebowzniesieni. Od Judasza i podleca Mąż wymyśla, lecz ta heca Jeszcze bardziej nas podnieca. On ją ciągał ku przysiędze; Spętał intercyzą, księdzem: Dobrze, dobrze tak ciemiędze. Jam ją wziął bez ceremonii, Przeto więcej praw mam do niej, To rzecz jasna, jak na dłoni. Mój przyjaciel, dziwak, panie, Żyje... (sic!) — w dziewiczym stanie: Nie odwiedzają go panie!!! Nie znać pań!!! (Nie mówię co dnia, Lecz wraz) to... to... to — zwyrodnia, To jest... no, poprostu — zbrodnia! Powiadają filozofi, Że kto nie zna jóź, Mań, Zofij, — Ginie z miłosnej atrofii. A ten, kto szanuje zdrowie, Ten się ma ku białogłowie: Tak mówią filozofowie. Nie wierz ascezy morałom. Obcuj, obcuj z głową białą, W miarę: ni dużo, ni mało. Żyj z naturą, i miej w cenie To higieny orzeczenie, Byś nie wpadł w neurostenię. Siedź w abstrakcyi, — tej ciał kaźni, W duchowości! nie wyłaź z niej! Grzeszysz, gdyś się ruszył raźniej! Do dziś jeszcze okalecza Ludzkość ta... ta nieczłowiecza Mania ascez średniowiecza! Toż to obłęd najwyraźniej: Wyrzec się cielesnej jaźni, I... i grzeszyć w wyobraźni! Unikać z damą kojarzeń, Bać się miłosnych wydarzeń, I...i grzeszyć orgją marzeń! Co to jest asceza — wiemy: We dnie żyć, jak głuchoniemy, A po nocach śnić haremy! Ciało dręczyć? wpędzać w grób je? W puszczy żyć? jak mnich, na słupie? Nie — takie życie jest głupie! Małżeńskości złudę chwiejną Odmaluję ci kolejno W tych obrazach. Spojrzeć chciej­‑no! Prolog. Unii serc zawarcie. Schadzki chyłkiem i otwarcie. Przedsmak nieb. Do ślubu parcie. Akt parafialna księga. Ołtarz. Na wieczność przysięga. Łoże. Raj zenitu sięga. Wśród batystów róży pączek. Eden ekstaz, lęków, drżączek, Szałów... Miodowy miesiączek. Upływa rok. Dwa. Trzy. Cztery. Żona rodzi. Ty grasz w kiery, Pik, trefl, karo, bez kozery... Pas! Pas!.. Pękły serc ogniwa. Twój przyjaciel w domu bywa... Tu kurtyna się zakrywa. Znaleźć żonę opuszczoną, Pożądaniem wzdęte grono — To jakby dla mnie stworzono. A więc pójdź na moje łono, Ty biedna, nie moja żono! Kochajmy się wbrew kanonom! Raz już wyjdźmy z kurateli! Bądźmy wolni! Żyjmy śmielej! (Tu spozieram ku pościeli. Pościel... Kołdra, na czerwono Pikowana, za oponą Wstążeczkami przystrojoną). — Biednaś? — Tak. (Tuśmy westchnęli). — Kochasz? — O, bardziej, niżeli... — Wolno... (Tuśmy sponsowieli). — Smutnaś? — Z tobą mi weselej... (Tuśmy się jakoś objęli I jakoś zniewymownieli). Wyznaję, (rzecz to nie miła): Zanim go ślubność spowiła, Nadonżuanił człek siła. Chociażeś sam bez omamień, Lecz potępieńczy twój kamień Na przebaczenia śmiech zamień! Jak szła mi ta donżuania? (Byłaby długa litania) — Dyskrecya rzec mi zabrania. Ilem żon?... mężów znał ilu?... Ach, w szczęścia tym wodewilu, Żył człek, jak krokodyl w Nilu! Aż raz... (Przypadek złowieszczy): Nie mogłem wyrwać się z kleszczy. Nastała pora łez­‑deszczy. Własną małżeńską sypialnię Mam teraz... Niech to kat palnie — Kochać się w żonie legalnie! Podobno życia kwiat kwitnie, Gdy człowiek żądzom kły przytnie. Aforyzm, znany zaszczytnie! Podobno ludów powaga Rośnie, gdy w nich się duch wzmaga. Najszanowniejsza z blag blaga! Podobno mówią, jakoby Z żądz szły: bitw klęski, choroby. Myśl — do kajetów ozdoby! Mówią też: sławy przyczynia Narodom — pełna dóbr skrzynia. O — to najzdrowsza opinia! Tam dobro — mówią — gdzie liczna Kwitnie industrya fabryczna. O — to jest prawda prześliczna! A tam, gdzie duch się wysili, Naród do zguby się chyli. To nieźle też wymyślili. Ze Stanisławowskiej ery. Głębia cichutkiej kamery — Przybytek dwuch serc afery. — Pepi mój! — O, moja Mery! Kochaj! Nieś w niebiańskie sfery! — O, mon chèr­‑ciu! — O, ma chèrie! Dla wojaka (przez skrót — woja), Póki służy, niema boja, Że go porzuci dziewoja. Park. Wiosna. Kwitną szpalery. Wojak z Mery, w oczy cztery, Sprawują miłosne żery. — Tyś mój! — O, ty, tyś moja! Tyś mój postój! — Tyś ostoja! — O przylgnij do mnie, jak zbroja. Dziś wojów niema tych roja, Lecz został, jak woń ze słoja — Duch miłosnego opoja! LITERATURA Bliźni mój, piszący bracie! W udeptanym chodź kieracie I wszelkiemu jutru bluźnij! W dni codziennych kawalkacie Staj u mety nie najpóźniej: Nie nie wygra, kto się spóźni. Dbaj przed wszystkiem o przedpłacie, I najchytrzej, najostróżniej W karyery dłub warsztacie! Czy cokolwiek jest, prócz próżni W lazurowej nieba szmacie: O tem różnie mówią różni. Żyj li­‑teraz, literacie! Cóż po nieba majestacie, Gdyś dziś głodny w ziemskiej chacie? Kuj los w szczęścia gminnej kuźni! Chwytaj chwilę, rozkosz duś z niej! Jedz i pasa puszczaj luźniej! Myślę nad fachu wyborem: Jakiej karyery pójść torem? Ot co, — zostanę autorem. Lecz wprzód, pochodzę ja z worem I pod wywiadu pozorem Materyałów stek zbiorę. Jak żyje autor? Ten wzdycha; Tego spojrzenie jest chore; Ten z jakichś tęsknot usycha; Tamten wygląda na zmorę; Na tego bodaj śmierć czyha; I ten coś śpiewa minorem; Ów choć zasługa mu cicha Świeci, lecz ledwie, że dycha; Ten — samotniejszy od mnicha. Z taką profesyą do licha! Obrzydła autorstw mi pycha, Która na nędzy dno spycha. Wierząc w grosz — w tę dóbr ornastę; Nie objuczon cnót balastem, Rej wódź nad Warszawą, miastem! Niechaj sobie tam kto „jenszy“ Będzie w cnotach wyćwiczeńszy, Uboższy — i w pasie cieńszy. Chcesz być pewnym powodzenia, — Baw! Baw! Naród to ocenia, Łaknąc zabaw, nie zbawienia. Czytelnika baw odbiorcę, Boć on, po życiowej orce Chce anegdot mieć na korce! Byle treść była realna, Naturalnie naturalna I na gwałt sentymentalna. Tak, tak... Jedź na sentymencie: Wzbudzisz u dam piersi wzdęcie I pożeglujesz ku rencie! Niech tam inny się zaprzęga Do tworzenia dzieł (ciemięga!): Szczęście — oto moja księga. Jej rozdziały, tom przy tomie, Leżą... Szperam w ich ogromie, Wiem, jak szczęściem żyć świadomie. Pierwsze takie mam prawidło: Kadzę wszystkim, bo kadzidło Jeszcze nikomu nie zbrzydło. Deklamuję słówka czułe. Bardzo‑ć radzę tę regułę, Chcesz­‑li zgodnie żyć z ogółem. Czczę grosz. Dobra to maksyma. Za grosz — wszystko się otrzyma; Bez groszy — niczego niema. Rób tak. Radzę ci życzliwie. Będziesz w rozkoszy opływie Kręcił się, jak oś w oliwie. Ranna godzina. Śniadanko. Ty. Żona. Żony ubranko. Kawka. Dzbanuszek z śmietanką. Koniec śniadannych rozkoszy. Iść czas. Kiść wąsa człek stroszy. Żona mu szuka kaloszy. „Buda.“ Znajomych tłum twarzy. Człek papieroska zażarzy, Pracuje, pali i gwarzy. Trzecia. Godzina obiadka. Człowiek smaczności się natka. Uff!.. Uff... Na sofie pokładka. Odwieczerz. Gość. Interesy. Zmrok. Teatr. Z żoną karesy. Oto są szczęścia okresy. Dzień w dzień, jak trybik w zegarze: Stuk­‑stuk­‑stuk!... Mrzonek nie marzę, Żyję, aż umrzeć czas każe. Śnij pan mrzonki i utopie; Pal się w myśli­‑iskier snopie: Ja to wszystko „w rumel“ kopię. Wizye, mary, ścigaj, trop je; Ducha włócz po idej tropie: Ja? — na innej żyję stopie. Nieruchomość — to mię krzepi I aksyomat we mnie szczepi: Niż żyć, jest używać lepiej. Ukochaj realność, chłopie! Ja ją całą gębą żłopię, I niech ginie świat w potopie! Precz z chimerą! Nie bierz w łeb jej! Mar, niebytów jadu nie pij! Ten pan, kto się z ziemią zczepi! Wolę ziemi raj od nieb jej, I nie zawrę żądnych ślepi, Aż mi zła je Śmierć zasklepi! Czcij, asceto, wyrzeczenie. Moje życie rozumienie Takie jest: gromadzić mienie. Styl ćwicz, duszy kształć ornament. Ja tam zużywam atrament Na to, by mieć apartament. Nie tak, jak ci autorzy, Co to w twórczość wszystko łoży, A mieszka — coraz ubożej. Dłubie nad formą wierszyka, Od natchnienia się zatyka, Aż sąd zeszle... komornika. Ślęczy, pracuje nad stylem; Z Muzą bawi się w idyllę, I zostawia korzyść w tyle. Tkwi w rozpusty pograniczu; Nie dba o rodzinnym zniczu... Tak jest źle żyć, mój paniczu! Krótki życiorys wam piszę. Jedynak. Wiejskie zacisze. Uczniowskich randek haszysze. Miasto. Koledzy­‑urwisze. Bib czas. Praktyki nie­‑mnisze. Kieszeni ledwie dno dysze. Ziem obcych autorament. Weksle. Płacz mamy i lament. Papa klnie, aż drży firmament. Syn poznał tynglów afisze, I wraca z mózgu miękiszem, Do wsi swej (gdzieś pod Przasnyszem). Wypił życiowy do cna męt. Ojciec przeklina rent zamęt. Znajdź na to ameliorament? Jest — małżeński sakrament. Wieś się oczyszcza, jak dyament, Lecz struta krew... Pisz testament! W niebiesiech — nieba zwyczaje; Na ziemi — niech mi los daje Podniebieniowe seraje! Nad słów­‑mirażów igrzyska, Wolę, niech opar mi tryska Z smacznego zrazów półmiska. Od sztuk, artyzmów i styli, Wolę (chociaż to mniej cześci), Z dam, asów, królów, pamfili. Zamiast pisanych powieści, Wolę (chociaż to mniej cześci), Gdy mię dziewczyna popieści. Tym żyję szczęścia przepisem: Zwiedzam pół­‑świata kulisę, A co świat robi? — wiem z pisem. Żyć! Póki starczy paliwa, Niech zjawa gore mi żywa! Niech żyje życie! Evviva! Kupię sobie ładne biórko; W stylu fotel, papier, piórko: Zajmę się literaturką. Kupię biblioteczną szafkę; Książkom ładną dam oprawkę: Będę czytał, miał zabawkę. Wejdę z ludźmi w stosuneczki; Skandaliki i ploteczki, Będę zbierał, tkał do teczki. W piśmienniczym tym ogródku, Będę dłubał powolutku, Bez frasunku, ani smutku. Gdy mi stan bezżenny dojmie, Człowiek sobie żonkę pojmie: Będzie szczęścia miał rękojmię. Gdy przyniosą nam bociani Bobo, poszukamy niani... Takie życie któż mi zgani? SZTUKA W sztuce znaczy wzór ogromnie. Lecz być wzorem, jest nieskromnie, I to nie przemawia do mnie. Poco mam w bawełnę chować: Jest wygodniej naśladować. Zapamiętaj sobie to wać! Tworzyć w sztukach jest mozolnie. Praca!... Czasem bieda kolnie. Dużo lżej — kopjować zdolnie! Mistrzów śladem, bez kłopotu Daj wędrować pióru, dłótu A myślami — gódź ku złotu! Toć strój i na manekinie Wabi damy ku witrynie I zajmuje mód opinię. Pozór oko widza pieści, I nie bada widz niewieści, Co się pod pozorem mieści. Z monety żyć sobie worem I piękna być protektorem, Byłoby szczęściem (i sporem). W cichem ustroniu niektórem Dziewczęcą badać naturę... Któż odda taki raj piórem? Byłaby u mnie alkowa, Pachnąca, miękka, puchowa, Gdzie ars amandi się chowa. Piękno! Śpiew, z winnych czar wtórem! To raj w istnieniu ponurem. Wiwat! — Kielichów szkło w górę! Różana, śniada, blond, płowa... Nad hymny wszelkie, nad słowa — Cudna jest żeńska połowa! Żądz Pani! Tyran­‑królowa! Darmo bunt przeciw niej knowa, Ascez usilność jałowa! Ganić żeńskości rozkosze? Knuć przeciwko nim rokosze? — Nie mam zamiaru ni w trosze. Ani mi w głowie to świta. Dla mnie świat — model­‑kobiéta, Realność aktu i kwita. Niechaj na wszystkie utopje Mózg topią tam — w Europie. Ja wolę model i kopje. A więc, pójdź tu, mój modelu! Siądź nieruchomy w fotelu, Mam twoje ciało na celu! Hm... Całkiem miła kukiełka Z Nadwiślańskiego piekiełka. Bierzmy się z werwą do dziełka! Zużywam żywą naturę; Fotografuję z niej skórę W moją kamerę obskurę. Sztukę pchać na nowe tory Jest oznaką niepokory. Ty do tego nie bądź skory. Powolutku, skromniuteńko, Klep, klep umiarkowanieńko Pacierz za panią mateńką. Znajdź wzór i kopjuj po trochu. Nie burz nic, nie znajduj prochu: Za to można siedzieć w lochu. Wzorek zawsze ktoś ci poda. Kopjuj zeń, jak każe moda. Na tworzenie życia szkoda. Mówię ci, bierz przykład ze mnie: Kup fotograficzną ciemnię, Pstrzykaj łatwo i przyjemnie. Fotografuj gładkie maski, Zyskasz sobie u dam łaski, I wpadnie ci grosz do kaski. Zwabiam dziewczyny w pracownię, Robię z ich ciałek widownię, I rozpłomieniam, jak głownie. Stworzyć chcę na wzór coś Ropsa, Lecz mię dyabolik żądz kopsa I twórczość niknie gdzieś do psa. Układam grupy z dziewczynek; Parzę się ogniem ich minek, I spełza twórczy uczynek. Zmieniam, kopjuję modele, Lecz niema prawdy w mem dziele. Snać, „żyję prawdą“ za wiele. Możeby pośnić? Tak, żywo Śnijmy! O śnie, tkaj przędziwo! Hm... Spać samemu tak ckliwo. E.. niech tam Ropsy, Böckliny Snów wymarzają krainy: Ja wolę sen u... dziewczyny! Panna zrodzona w Opocznie, Gdy jej się nudzić tam pocznie, Zjeżdża w gród wielotłomocznie. Chce poznać mody dziewica, Lecz głównie, tak jak ćmie świéca, Sztuką jej świeci stolica. (Nie będę tutaj dodawał, Że ją warszawski karnawał Nęci i uciech w nim nawał.) Przyjazd. Pensyonat. (Wikt rocznie Tyle a tyle)... Niezwłocznie Poznała sztuki wyrocznię: Jak świéca. Świécę udawał, Palił się, lekcye sztuk dawał... Rozwidnił życia jej kawał. Spłonęła ćma­‑omacznica. (Byłaby żoną dziedzica, Gdyby nie do „sztuk“ tęsknica.). Debiut modelki. Póz próbka. Nieśmiała trochę osóbka Na podium tli się, jak hubka. Zbir ojciec, macierz — przekupka; Skusiła groszy ją kupka, — Sprzedaje czystość kadłubka. Malarz Świeżutką podnietę Owija w tiul i sajetę, Bawi się żyłek fioletem. Drażni go wzrok jej Cherubka; Dziwi maleńka jej stópka... Wiem zadrżał od stóp do czubka. Szczęście! Na blizką tak metę! Ma‑li opuszczać tę fetę? Nie — to jest życia sekretem! Więc pędzel na bok, paletę... — Pójdź! W zapomnienia pójdź Letę! (Tu się zapuszcza roletę.) By lepiej szły interesa, Praktyczna pani Teresa Stołuje pana prezesa. Prezesa gruba jest kiesa, I prezes w ciele ma biesa (Bo w starej kiesie bies wskrzesa). Obiad: pięć dań z leguminą. Dwie córki — chlubą maminą. Prezes uśmiecha się ino. Gdy przyjdzie z biura (sedesa), Od prac swych (nie Herkulesa), — Mówi o sztuce im... (C‘est ça). Deserek... coś... maraschino... Zmrok poobiednią godziną... Pokazał sztukę dziewczynom. Ta skrzypce ma, ta pianino. Duety, sola łez płyną... Biedna ty, sztuki dziedzino! Dziś do sztuki panna płonie. Więc dla pana jest niepłonnie Na tym sztucznym grać bardonie. Mówiąc: geniusz ma panienka, Pan podbijasz jej bębenka, A potem? — stara piosenka. Chwalisz pióro jej lub pędzel; Puszczasz „bliki“ z pod rzęs frędzel, Aż popuści sercu tręzel. Miłość, jak przyroda każe, W coraz gorętsze pejzaże Odmalowuje wam twarze. Wystawowy akt („Zachęta“); „Martwa natura“ zaczęta... Potem spłakane oczęta. Raz, drugi, osuszasz z łez je; Potem masz gdzieś pilną sesyę; Potem urządzasz... „secesyę.“ Co tam sztuki arcydzieło, Aby, aby się zepchnęło. Sztuka życia — to mi dzieło! Słuchaj żądz­‑ukazów­‑batut! Zatwierdzony szanuj statut! To jest ważny w życiu atut! Czyż powstaje z drzewa zwierzę? Czyż z zwierzęcia człek się bierze? A z człowieka Duch?.. Nie wierzę. Formy wolą nielitosną, Wedle ukazów, niech rosną: Dębem — dąb, a sosna — sosną. Żyj więc! Rozkrzew się, jak drzewo! Utkwij korzeń w ziemi trzewo! Puść popędy w prawo, w lewo! Wyssij z gruntu pożywienie I kładź naokoło cienie: To jest życia rozumienie! POEZYA Poezya — duszy przybytek. Tak... ale życia ubytek. Milszy banknotów mi zwitek. Pieśni z myślowych tkać nitek? By zatkać sobie świat wszystek? Wolę ja szczebiot kobiétek. Wierszy upajać się czarem? Wolę się z dziewką sprządz w parę, I poić ust jej nektarem. Dziewka mi duszy dobytek Że wszystkich wywala skrytek. Znajdź upojniejszy napitek? W żyłach mi kipi krew warem, Kiedy przez godzin z nią parę Odmieniam amo, amare. O Venus! bóstwo ty stare! Oto z nektarem tę czarę Spełniam na twoją ofiarę! Wasza miłość — papierowa: Tylko słowa! tylko słowa! Niech was Bóg, poeci, chowa! Wiem, przytoczysz mi tę racyę: Poezya wywyższa nacye, Ale to są czcze oracye. Wielka rzecz — wiązana mowa! Mnie, gdy zwiąże białogłowa, To mi pieśń gra Orfejowa. Dziew cielesną komplikacyę, Inkarnacyę, ruchów gracyę, Biorą w żywą adoracyę. To mi poezyi osnowa! To mi siła tworzeniowa! Płodna, ścisła, przedmiotowa! Wszelkie stylu inowacye, I ducha manifestacye Dam za łona palpitacyę. Kwitnie myśl, gdy chuć umiera: Wybuch żądz duszę pożera, Et cetera, et cetera!... Gdy z pożytkiem chcesz dla sztuki Tworzyć, żądze spakuj w juki... Banialuki, banialuki! Parnasu arystokracya To czystych muz adoracya: E — także fizyka racya. Oto moje argumenty: Kiedy jesteś z żądz wyżęty, Na nic wszelkie ci talenty. Łeniwieje myśl­‑abstrakcya, Słabnie w sztuce ruch i akcya, A to żadna satysfakcya. To są rzeczy błędne, chore. Rzuć więc uduchowień zmorę, Niech ci krew, jak żagiew gore! Co jest poezyą?... Wir tanów? Brzęk mazura? Strój ułanów? Bitwa?.. Nad tem się zastanów! Hm?.. Poezyą praca bywa: Nie ta, co tworzy, odkrywa, Jeno ta... „praca poczciwa.“ Też są poetyczne dzieje, Gdy się panicz zetnie, przeje, I z dziewczyną mknie w aleje. Wróbli świegot w liściach. Rano. Kół gumowych bystre piano... Jest poezyą... (acz pijaną). Również jest poezyi nutka W tem, gdy wiosną, wśród ogródka, Grucha młodzieniec i młódka. Świegocą o czemś na prześcig. On chce czegoś... Jej proteścik, I pocałunków szeleścik. Piszą poezye i piszą. Ach, czas tym życia okpiszom Powiedzieć prawdę. Niech słyszą. Zwichnął los; wyszedł z kolei; Nie śpi, jak trzeba, i nie je: Ot — źródło masz epopei. Chory, zdradziła go żona; Nie dopisuje mamona: Ot — i gotowa canzona. Prosił o rękę podwiki; Ona mu daje koszyki: Ot — zkąd powstają liryki. Wszystko to znane, wiadome. Zdrowo gaś życia oskomę — To dzieł najlepszym jest tomem. Urządź się wedle praw prawa; Grosz rób, i z lewa, i z prawa; Żyj, mrzyj, i skończona sprawa. Jadalność, pijalność, spalność, | innych dóbr używalność — To idealna realność. Panienka, (wisienka), krosienka; Na młodych piersiach sukienka — To poetyczna piosenka! Bukiety, fety, kinkiety; Zaręczynowe sygnety — Również są godne poety. Człek na ołtarza kląkł stopnie. Ślub. Gdy się wyżyn tych dopnie, Jest poetycznie okropnie! Poezya — w dziatek wydaniu Na świat, w edukowaniu I w zacnem grosza zbieraniu! Przeżyć bez ducha frenezyi Życie i bez herezyi — No... to jest kawał poezyi! Poezyi słowo się wzięło Z greckiego: robię — pojeo. Więc poetyzuj! — rób dzieło! Tak jakoś w życiu się prowadź, Byś grosz miał! Grosz ten rachować Ucz się, i chować, i chować! Chimery precz — faramuszki! W izbie miej z bibuł kwiatuszki, Gips Mickiewicza, Kościuszki! Gość mruknie podczas wizytek: Hm... widzę nie dba o zbytek, Czci narodowy zabytek... Żyj sobie w ducha prostocie! Szanuj tych, co mają krocie! To są do szczęścia promocye! Płyń! Do złotego płyń runa, Cny człecze! Bo, do pioruna! Najcniejszem dziełem — fortuna! Co tam pióra, kałamarze! Com napisał, wszystko mażę. Milsze życia mi wojaże. Samotnemu człeku smętno. Znajdę dziewczynę ponętną, Pojętną i ku mnie chętną. Byt, jak glob, bieguny dwa ma: Duch i ciało; czystość — plama; Raj bez win i grzech Adama; Morze i ląd; wir i tama; Oś i panew; człek i dama; Śpiew i wtórująca gama. Co tam czystych złud miraże! Chcę zrealnieć w ludzkim gwarze, Czuć woń kobiet, stroje, twarze... Zrzucam ascetyczne piętno. Dosyć! Niech mi bije tętno Rozkoszą inteligentną! Dziewczyna: ogień, krew, mleko... Włosy po plecach jej cieką Promieniujących smug rzeką. Jak książkę, dziewczynę ja cenię. Zwierzchnią oprawę mam w cenie; Kocham jej grzbietu złocenie. I kocham ogień jej wnętrza: Na licach jej się wywnętrza Krew‑treść, od waru gorętsza. Książka mi jest, jak kochanka: Gładzę jej opraw ubranka, Papieru wzrusza mię tkanka. Ach, gdyby to mieć po zgonie Złoconych opraw symfonie, Druk na czerpanym japonie! Ach, gdyby ksiąg, skór weliny, Dziew grzbiety — szczęścia paginy Zabrać na tamten brzeg inny! Wstęp w świat. Niemowlęcość bosa. Młodość. Szkolne kazamaty. Smak pierwszego papierosa. Wąsów porost niebogaty. Pierwsza miłość... Na Heliosa! Poetyczne to tematy! Niegdyś tam... owemi laty... Człowiek rwał się hen — w zaświaty. Chciał z bogami żyć „ty na ty.“ Lecz JĄ poznał!... We Frascati Były schadzki. Miłość... Jad jej Człek wyżłopał — do apatyi. Ba! Na plecach — tyla kosa! Oczy — jak groty Erosa, Bodły mnie wprost i z ukosa... Słyszysz?.. Śmierci brzękła kosa... O, zaklinam was, niebiosa, Wróćcie moje dni młokosa! TWÓRCZOŚĆ Tworzyć pragniesz? W grunt puść korzeń. Zwiąż się z kobietą w rym — ożeń! I nastwarzaj żywych stworzeń! Upatrz dziewicę anielską, Poemabluj marzycielsko, Posag zważ... I za weselsko! Radość społem, smutek społem... Jednem łożem, jednym stołem, Jednym... dzielisz się z aniołem. Twem kochaniem zwyciężona, Będzie rodzić anioł­‑żona Dzieci — żądz niewinne grona. Żyj! Rozmotuj szczęścia motek. W domu pełno dziatwy psotek, Ciotek, plotek, kołowrotek. Gość zapuka w twoją wrótnię; Ty odwiedzisz go odwrotnie... Ach, bo smutno żyć samotnie! Źle jest w twórczość wszystko włożyć. Lepiej — trochę sobie pożyć I trochę sobie potworzyć. Tu połówka, tam połówka; Czartu łój, Bogu łojówka, I nie nadwerężysz zdrówka. Wszak ci każdy krytyk powie: Gieniusze to — wartogłowi, Z grzechów, albo z cnót niezdrowi. Ani cnota, ni niecnota, Jeno połowiczność złota — Oto jest życia istota. Przeto sztuki adherencie, Miarkuj twórcze swe napięcie, Twórz, lecz pamiętaj o rencie. Coś pomaluj, coś porysuj, Pomalutku coś popisuj, I z życiem się pokołysuj! Ten niech tworzy samorodnie, Kogo coś do krwi ubodnie! Ty żyj zwykle i wygodnie! Wszystkie twórcze swe marzenia Pokasuj z dniem ożenienia. Dom masz — to ideał mienia! Masz schronisko w burz i słot dnie, Śpisz do syta, jesz nie głodnie... Jedno zło znasz: reform zbrodnie! Czegoś wyrzec się, zarzucić, Dochód zmniejszyć, budżet skrócić, Sen, żer, pój... To może smucić! Żyj więc, — miej! Ducha pochodnię Zapalą ci niezawodnie Ludy zachodnie, lub wschodnie! Twórczych zmagań się, mozoleń — Uporczywy trud wyzwoleń Na kark przyszłych złóż pokoleń! Dziś mię, swojego pasterza Filis odwiedzić zamierza. Jakże mi dech się rozszerza! Stół. Zimna stoi wieczerza: Gęś, pasztet i ser z Nieświeża. Miłość to wszystko odświeża. Już idzie... słychać... już dzwoni... Dzyń‑dzyń!... andante symfonii. Jest. Ściskam forte. Nie broni. Owszem, na pościel z alkierza Co moment oczy wyszczerza... O jakże serca uderza! A kiedy z szat się wyłoni, Splatam ramiona koło niej. O jakże serce mi dzwoni! Do raju pędzim w sto koni, Po jabłko z twórczej jabłoni Dobra i złego w Polonii. Do cudu mknąłem ku górze. Już, już... Tu‘m kładł się na łoże, Marzyłem, myśląc: ja stworzę. JĄ pokochałem w tej porze — JĄ, cud stworzony! Mój Boże, Czyż to jest jakie bezdroże? Oboje tacym dorodni! Duszyczkę jej się zapłodni — Najczyściej i najczcigodniej. Zapalę, wiedzy przymnożę, Zajmę ją, świat jej otworzę — Myślałem w twórczym ferworze. Aż sam zająłem się od niej. I zalśnił nam najdogodniej Żar hymenowej pochodni! Twórczość nam nie udowodni, Że dopuścilim się zbrodni: Lecz, twórco — w pierś się ubodnij! Twórczy byt przystoi słudze. Ja, pan, myśli tem nie trudzę: Dobro‑byty zjadam cudze. Stwarza wartości — helota. Narastają góry złota: Kasyerów je liczy rota. Tworzyć — znaczy zmieniać życie. Więc je zmieńcie. Gdy zmienicie, Będzie dla mnie z was użycie. Ja — brzuch, wy — mózg, autorzy. Taki już systemat boży: Zjada pan, co lud wytworzy. Twórz, kto żywy! Ja się żywię, W kapitalistycznej niwie, Jak szczęśliwy pnącz w warzywie. Spójrz: trud‑zioło, kwiat stworzyło. Zaraz go się opowiło I kapitalnie spożyło. Po kądzieli lub szabelce, W unii być ze złotym cielcem Uprzyjemnia życie wielce. Grzebiesz nożem i widelcem W talerzyku, przy butelce, I wesoło szczerzysz kielce. Żyjesz sobie tak na gapia. Nic a nic cię nie utrapia: Człek pojada i zakrapia. Sączy rozkosz po kropelce, I zostawia post, popielce Jakiejś hetce tam pętelce. Kto chce żyć, niech się poszkapia! Niech z żywota smak wytapia! Co tam duszy eskulapia! Śmierć nicością nas zatapia, I to najlepsza terapia: Byt — jeden grób: Via Appia! Bóg? Zanim mu udało się Osadzić światy na osie, Żyć musiał — biedak — w chaosie. Zanim lux — światłość nadziemną Stworzył nam, było nam ciemno. Teraz porównam go ze mną. Ja? W moim apartamencie. (O ład, porządek dbam święcie) — Lux na każdziutkim lśni sprzęcie. Bóg? — światło stworzył z nicości. Ja? — materyałów mam cości: Książek, p:sm... Tworzyć mi prościej. Więc twórzmy! Leżą tematy, Encyklopedyj lux, kwiaty... Fiat lux! Twórzcie się światy! Hm... Nic się jakoś nie dzieje... Nic a nic... Lux mi śniedzieje... Takie to twórcze są dzieje. Utopijnych marzeń złuda — Toż to czysty kłam, obłuda I szkodliwa czasu żmuda. No przypuśćmy: niech się uda Ucieleśnić bajek cuda — Toć społeczna pęknie buda! Pomyśl, co to jest marzenie? Gdzieś? Jakoś? Nieokreślenie Pęd w eteryczne przestrzenie. Marz, gdy fara twoja chuda, Ale dla mnie, wielkoluda, Marzenie to czczość i nuda. Wszystko to jest ogłupienie, Blaga i rozpróżniaczenie To tak nazwane „tworzenie.“ Dał ci zdrowie los, to ceń je, Na ubitej żyj arenie I o pełne dbaj kieszenie! Czy sobie śpiewać? czy komu? Czy dać altruizm do tomu? Czy serca ani atomu? Nie. Nie chcę, jak egoiści Pisać. Niech tom mój się ziści Dla moich bliźnich korzyści. Chcieć własnych idej męczeństwa — To, panie, styl odszczepieństwa. Ja piszę — dla społeczeństwa. Chociaż mi rym się pośliznie, Wybaczą dusze mi bliźnie, Ponieważ służę ojczyźnie. Więc chociaż może i spotka, Że będzie kuleć mi zwrotka: Wybaczy błąd — patryotka. Dla tych sercowych polityk, Wstrzyma na piórze swój przytyk (Choćby mię zjeździć chciał) — krytyk. KRYTYKA Jeden tworzy, drugi krzyka. Na to głównie jest krytyka, Że nie czyniąc, w czyny wnika. Ogólnik do ogólnika, Pisarzy się style styka: Tak powstaje stylistyka. Dzieła męzkie i kobiece Ma się w swojej bibliotece, Na policach, w biurku, w tece. Jak takt każe i taktyka. Etyka i gramatyka — Chwali się, lub zło wytyka. Autor — papierośnicę; Autorka — wdzięczne lice Okazują tej krytyce. A krytyk pisze stronice, I rozwija wciąż granice... W dochodowej swej rubryce. Autor życie swe przepala, A krytyka życie — gala, Bo krytyk w życiu mądrala. Autor życie ma zepsute, Powichrzone, zżarte, strute. Ja na inną zagram nutę. Wybrałem ja fach krytyczny, Społeczniczy i etyczny, Zyskonośny, łatwy, śliczny. Takiej trzymam się wytycznej, By w profesyi mej krytycznej Nie zejść z drogi kanonicznej. Takim rządzę się statutem: Czapkuję przed dóbr atutem, Bo „dobro“ jest absolutem. Takich zapatrywań skala Ku mnie skłania i zniewala Fawory bożka Baala. Bez rymów, (to dochód kurczy), Lecz w sposób moneto­‑twórczy, Piszę krytyki, aż furczy. Życia prywatne ziarenka Na studyów niżę krosienka. Należy mi się podzięka. Stwierdzam, że autor ćmi, pluje, Chodzi, je, pije, miłuje — Słowem, jak zwykli burżuje. Rzucam poglądy te zdrowe, Bo czytelniczki gotowe Za autora dać głowę. Dla takiej entuzyastki Zda się, że autor powiastki To z nieba chwyta już gwiazdki. Tymczasem, poznać ich bliżej — Tych pięknych rymów szlifierzy — Nie lepiej żyją od zwierzy. Twórz pan, twórcze przechodź burze; Bunty knuj przeciw naturze; Śpiewaj, maluj, rzeźb w marmurze! Że się bawisz rymem­‑cackiem, Mam przed tobą padać plackiem W sprawozdaniu literackiem? My, krytycy, dobrze znamy Wszystkie wasze twórcze kłamy, Stylów szychy, rymów kramy. Bo i myśmy się — bywało — Twórczym dawali nieść szałom. Tylko jakoś to skapiało. Opatrzyliśmy się w porę, Że to jest niezdrowe, chore, I dziś poszlim krytyk torem. Kierujemy na was oko, Patrzym: czy nie za wysoko Wyfruwacie ku obłokom. Raz artykulik ukułem Twórczy, dzielny, z tym tytułem: „Sztuka wyższa nad szkatułę.“ Napisałem, do kaduka, Że treścią życia jest... sztuka. (Czasem człowiek guza szuka). Redaktor zrazu przeoczył, Ale później coś się boczył, Gdy artykuł się wytłoczył. — Pan mi się rozapostola O sztuce tu? — mówi — Hola! Masz pan dbać o dóbr zapola! — Nie?... Ha, łatam w szpaltach lukę I artykuł drugi tłukę: „Szkatuła wyższa nad sztukę.“ Lepiej mijać niezgód rafy Z redaktorem, panem lafy. (Takie to z drukiem są trafy). Co tam wszelkie idej sploty! Światem rządzą, panie złoty, Nie idee, lecz — przedmioty. Choćby lśnił, jak złota wstążka, Styl twój, ale zawsze książka Mniej jest warta od pieniążka. Ktoś dochrapał się książczyny, Myśli, że to wielkie czyny, Że świat wykoleją z szyny. Proszę pana dobrodzieja, Świat, w którego leżę dnie ja, Żadna myśl nie wykoleja. Drwię z ideowych pobudek. Mam realny swój ogródek, Pełen wygód i wygódek. Jak rozsądny ogół, żyję. Teoryjki, teorye — Lećcie na złamaną szyję! Autor cóż jest? — gladyator, A ja krytyk? — gry taksator. Autorze, wychodź na tor. Tyś amor, a ja — amator; Tyś opus, ja — operator; Ty jesteś zdrój, a ja — zator. Twoja dola trudna, kręta, A moja prosto wytknięta: Otamowywać talenta. Tyś niwa, jam — niwelator; Tyś bóg form, jam informator; Tyś wizya, jam — wizytator. Autorzy, niebożęta — Nieraz to chodzi bez centa: A ja — składam na procenta. Czem być? Gdzie większa ponęta? Kto ma w życiu więcej święta? Chyba kwestya rozstrzygnięta. Ze czci dla belfrów już wystygł; Już nie czytuje stylistyk; Na byt realny plwa — mistyk! Poetą został. To znaczy Nas wszystkich ma za smarkaczy... On nam coś stworzy inaczej! — Wy ciemni! — woła nam, — więc ja Wskażę, gdzie bytu esencya... He, he, he, he!.. Dekadencya! Być z cnót społecznych wyzutym, I w sobie grzęznąć, o — póty: To są te ich absoluty! Zresztą, nie nowe odkrycie. Wiem. Lecz wprowadzać je w życie — To jest herezya w zenicie! Wiedz! Czytaj! Myśl po anielsku, Lecz i pamiętaj o cielsku, Żyjąc po obywatelsku! Znałem jednego autora. Dusza dziwaczna, czy chora. Badałem tego potwora. Analityczne szydełko Tkałem weń i w jego dziełko; Poznałem każde ździebełko. Lecz mimo tych‘em metodek Nie dociekł, gdzie ten wyrodek Miał swój talentu ośrodek? My, inni: ten przy kobiécie; Ten sport uprawia; ten picie: On — nic, nic... Nudzi go życie. Opętała go chimera; Samotny, w siebie się wżera; Nas ma, krytyków, za zera. Żył, jednem słowem, szkaradnie! Lecz talent miał. Ha, któż zgadnie Poetyczności wykładnię? Poetyczny los ubogi? W dusznej izbie dzieł połogi? Samotniczość?... Boże drogi! Poetyczność odszczepieńcza! Nierozumna i szaleńcza! Zdrowie szarpie, dech wycieńcza! Muza staje się wampirem! Strofy zalatują kirem! Wreszcie śmierć rozstraja lirę. Dosyć! Wskrześnij! Rzuć odludność! Pójdź w balową gwarność, ludność! Pij oddechem ciał przecudność! Nad sonety, nad eklogi, Milsze życia są rozłogi! Szkoda psuć ich na satyrę! Życie nie jest monastyrem. Świeci tyle ócz szafirem... Ah, s‘ily a lieu d‘écrire? O‑STATECZNOŚĆ Szczęście w firanek ażurze; Szczęście w mebli politurze; Szczęście w lampy abażurze. Domek, niby małży koncha. W domku‑konsze małża­‑żonka Przylepiona do mał­‑żonka. Oto szczęścia abecadło: Kuchnia, gdzie się warzy jadło, I jadalka, gdzie je stadło. Z jadalki, po lewej ręce, Sypialenka; w sypialence Pogrzebane sny dziewczęce. Wspomnień‑szkiców pełna ściana. Żonka, jeszcze jako panna, Była w sztuce zakochana. Dziś, w małżeńskim sakramencie, Owijaczków przewinięcie Ślad zaciera po talencie. Statystyka uwidomia, Że małżeństwo — ekonomia. Dlategom żonę wziął w dom ja. Co mi po dusz unisonie, Gdy mam utracyuszkę w żonie, Dom pchającą w ruiny tonie? Miłość?.. E — bajki dla dziecka! Amor z Psyche niech się cecka: Tu jest nie Arkadya Grecka! Czyż bo mam przed nałożnicą We czci upadać na lico? Drgać w konwulsyach? Bóg wié co? Trzebaż mi śnień oblubienic Szukać w głębinie jej źrenic? Mam ciało, więcej nie chcę nic. Dała je. Biorę je w ramię, Zginam je, zduszam i łamię... Oh, gdy się skarży, to kłamie! Absolutnie domem rządzę, I cokolwiek rozporządzę, Żona pełni moją żądzę. Aby smaczny był rosołek, Aby stał na miejscu stołek... Żona słucha, jak pachołek. Nic mej woli nie zamąca. Nie oporna mi służąca, Gdy ją skubnę od niechcąca. Nie dać czuć kobietom siły, Wnetby stlił je przesąd zgniły: Kochać tego, kto im miły. Rządzę domem absolutnie, I żonie na twórczą lutnię Nie pozwałam absolutnie. Ja nie chcę żony poetki: Niech ceruje mi skarpetki I niech wdzięk ma... wdzięk subretki. Burz się, rwij ku wyzwoleniu. Ja tam, obcy idej wrzeniu, Zawsze twardo siedzę w trzpieniu Z dóbr esencyą mam komunię. Niech glob pęknie, niech świat runie Zawsze będę przy fortunie. W moim domku, z Bożej łaski, W gabinecie tkwi brzuch kaski, W niej — asygnat bohomazki. W tę to właśnie kaskę­‑studnię Dóbr kaskada płynie cudnie, Nie zamarza w Stycznie, Grudnie. Przeto w kasce, jak naręczy: I tęczowe, i bez tęczy, Co szeleści i co dźwięczy. Płynie fala bezustanku, Wciąż przelewam ją do banku, Tak to, panie mój, kochanku! Jadło, picie, żona, legło... Urządzone ręką biegłą, Chcę, by życie moje biegło. Dzień w dzień, jak krople w fontannie: Rano. Wanna. A po wannie Koafiura i śniadanie. Dziennik biorę, papieroska Ćmię, dym puszczam z ust i noska: Dolce far niente z włoska. Sprawy. (Giełda). Obiad. Menu Pomagające trawieniu. Drzemka o leciuchnem Śnieniu. Wieczór. Teatr. Kordebalet. Ócz promienność. Gra tualet. Biusty, nóżki, pełne zalet. Noc i Sen. A jutro?.. Wanna, Ceremonia śniadanna, Obiad... Goście... Wint... havanna. Lato. Koncert. Piwko. Kawka. Bufet. Wstawka. Mód wystawka. Eufoniczna Warszawka. Trąb huk. Smyki wiuczą sfornie. Dudnią kotły. Dmą wytwornie Sentymentalne waltornie. — Dites donc, prince, czemu w ludzkości Nędza? — Z braku przezorności I z leniwej dóbr czynności. W program zajrzał prince przezornie. Puzon grzmi. Flet kwili kornie. Alp gra echo w alpenkornie. Pod comtessą trzeszczy ławka. Od brylantów lśni agrafka. Gors faluje, jak huśtawka. Forte werknął bęben w złości. Finał. Wylew taneczności, Melancholii i żałości. Dobroczynność w ten cel godzi. By nam samym było słodziej, Gdy się biednym krztę wygodzi. Dla mnie, dla was nawet, sądzę — Milszy mają dźwięk pieniądze, Gdy ich bliźnie łakną żądze. Moje dobra, moje schedy Nabierają ceny wtedy, Gdym się cudzej dotknął biedy. Widok nędz mnie nie przestrasza. Sutereny znam, poddasza. Łzą się nieraz oko zrasza... Niech odludne sybaryty Głaszczą życia aksamity: Jam społecznie z nędzą zżyty. Ot — biedaków tłum, biedaczek. Dał im człek na bułkę znaczek, Sam — na ucztę jazda!... Smaczek! Tingel‑tangel wre. Mimiczki, mimy pstre Inscenizują grę. Buchnęła orgia nut. Tancerka — pląsu cud. Czaruje ruchem ud. Wśród elektrycznych skrzeń, Lśni jedwab, miga zeń Nieskończoności rdzeń. Tutaj się wiedzy ucz: Dwie piersi, dwoje ócz To dualizmu klucz. Dualizm uszu, warg, Rąk, nóg dualizm, bark... A monizm — grzbiet i kark. Tej filozofii skrót Już nie jednego wiódł Do szczęśliwości wrót. Stroje dam fruwają w pląsie. Jak powoje, stany gną się. Ona — On, oboje w ponsie. Trą się, pachną tiulów zwoje. Plątają się żądz nastroje. Rond! Za „rąsie“ łap dziewoje. W obertasa z dziarską miną! Skry z obcasa krzesz seciną! W koło pasa dzierż jedyną! Lata płyną, życie zgasa. Wnet przeminą wdzięk i krasa. Niech z dziewczyną, kto żyw, hasa! Niech tanowi się poświęci, Złowi dziewkę i niech kręci! — Grzmią balowi dyrygenci, Żwawi, niby rtęć, i zdrowi, Chęć i czyny nieść gotowi Ekscelencyi Molochowi. Na dwójłożu śpi pan Marek, Z żoną. Tli się znicz­‑ogarek. Na półce tika zegarek. Tika, tika, niby serce, Szczęścia „tik“ na etażerce. Marek śni przy znicza skierce. Do rozkoszy zakamarka DUCH się wkradł, i tik zegarka Zepsuć chce... Dreszcz zbudził Marka. — Żono? Śpisz? Kto tu? — Duch­‑Mara. — Zepsuć chce mi tik zegara? Precz! Od mego szczęścia wara! Znikł sen. Znikło przywidzenie. Tika zdrowo, odmierzenie Szpar i trybów skojarzenie. Tak dzień w dzień najidealniej Dzwoni zegar, najlegalniej, Tika... Zniknął duch z sypialni. NA AMEN O ty, pełnio życia zdrowa! Grzech. Żal. Przebaczył Jehowa. Radość... I grzechu odnowa... ............ Zgrzeszyłem. Płacz żalu tłumię. Klękam na marmurach, w tumie, W bliźnim, jak ja grzesznym, tłumie. Jeszcze żądne gra mi tętno. Pragnę modlitwą namiętną Zgładzić z duszy grzechu piętno. Przy mnie tuż dziewczyna klęczy. Wionął z główki jej młodzieńczej Ku mnie zapach omamieńczy. Świec blask włosy jej rozzorza, Lśni na szyjce... Matka Boża, Nie daj wejść mi na bezdroża! Spłynął z organowych miechów Akord rifioritur — śmiechów... Żal mi, żal minionych grzechów. Dzwonek. Msza się rozpoczyna. Że zawiniła dziewczyna — Moja wina! Moja wina! Włosów blaskiem ozłoconą Kocham! Kocham!... O, Madonno! Brzmią organy falą dzwonną. Podczas cichej ewangielii Sobie w oczyśmy spojrzeli... Dmuchnął organ rojem treli. Zdrowaś Maryo! Panno Święta! Głąb jej źrenic uśmiechnięta Modlitewność moją pęta. Dzwonek. Klęklim. Podniesienie. Ścichło organowe tchnienie. Com zawinił, nie odmienię. Aureola dziewczyny Świeci mi... Boże jedyny! Przed Twe oczy składam winy. Ksiądz z kielichem podniósł ręce. Z hostyą. Boże! To dziewczęce Ciała biel i krwi rumieńce. Jak u tej, co klęczy żywa!... Znów grzech! Żadnaż świętobliwa Modlitewność win nie zmywa? Wszystkież obrony z włosienic, Postów, suszeń — żądz uździenic Spala w niwecz żar jej źrenic? Czy w pietystycznym trudzie Mają moc zapomnieć ludzie O dziewczynie — o tym cudzie? Tak mi blizka, i tak inna! Zdrożna tak, i tak niewinna! Tak dobro- i tak zło­‑czynna! O świętości aureolo! Niech mię blaski twe okolą Zbrojnie, w walkach z grzeszną wolą. Z wyżyn chóru, w głąb świątynną, Organowe dźwięki płyną Słodką pieśnią dobroczynną. O przecudnym śnie Nirwany, Istnieniem niepokalanej, Słodko śpiewają organy. Ekstatycznie płoną świéce. Hymn gra, jakby wiatr w muzyce Po przez choin dął iglice. Jakby śpiewność, z tumu wnętrza, W dal płynęła coraz świętsza, Coraz czystsza, wniebowziętsza. I już cicha nieskończenie, Jakby wracała w refrenie, Z niebios, przez tumu sklepienie. Zda się mówić pieśni echo: Wolny cnót i obcy grzechom, Żyj! — istnienia żyj uciechą! Jak te dźwięki, z murów cieśni, Lećcie, mary moje, pieśni Najprzestrzenniej, najbezkreśniej! Mary wspomnień! Grzechów zwoje! Żądz akordy! Win zestroje! Lećcie hymnem, pieśni moje! Z wszechtrującej, wszechcodziennej Życia‘m wysnuł je Gehenny — Pieśni gorzkie tej Nowenny. Z życiowego’m je dna­‑łoża Czerpał — z cnót i win bezdroża — Jak perłowe muszle z morza. Jak perłowych muszel zwoje, Konch po sześć, w nich strof po troje, Grajcie szumem, pieśni moje. Pieśni moje, coraz krętsze, Coraz zbożniej w głąb zamkniętsze, Jak perłowej muszli wnętrze! KONIEC NOWENNY. Lato, lato i po lecie… a w telewizorni zapowiadają kilka dni intensywnych domiar złego na dworze zaczęło być już szaro i buro, a w dodatku zimno. Gdzie się podziała ta nasza piękna Złota Jesień? Czyżby podobnie jak Babie lato zapomniała do nas zawitać?Niestety, obawiam się, że póki co pozostaną nam tylko ciepłe skarpety, chusteczki do własnego użytku i gorące, rozgrzewające napary. Być może uchronią nas lub pomogą zwalczyć uciążliwe stany podgorączkowe, przeziębienie i katar …Jednym z takich naparów jest prosty w zrobieniu i skuteczny napar imbirowy z goździkami, miodem i cytryną. W dodatku bardzo pyszny i w miarę co? Spróbujecie? Składniki: 1 kubek lub szklanka wrzątku 1 obrany ze skórki plaster imbiru ( 5-8szt goździków ½ cytryny 1 łyżka miodu Wykonanie:Do szklanki lub kubeczka wrzucamy goździki. Można je wcześniej rozbić w moździerzu. Plaster imbiru kroimy na maleńkie kawałeczki lub siekamy i dodajemy do naczynia (kubek lub szklanka). Z połowy cytrynki odkrajmy plaster, a z reszty wyciskamy sok i umieszczamy wszystko w naczyniu, które sobie wszystko wrzątkiem i przykrywamy spodeczkiem, aby się dobrze zaparzyło. Gdy napar przestygnie – dodajemy łyżkę miodu, mieszamy i pijemy póki stanach podgorączkowych i w czasie pierwszych dni przeziębienia wypijam taki kubek co 1-2 godziny i tak przez cały dzień. Zazwyczaj pomaga i łagodzi taki napar przygotować sobie do dużego termosu – wystarczy zwiększyć proporcje. IMBIR – poza wieloma innymi właściwościami działa przeciwzapalnie, przeciwbakteryjnie, przeciwbólowo i rozgrzewająco GOŹDZIKI – to przyprawa o szerokim zastosowaniu. Mają właściwości antybakteryjne, antywirusowe, znieczulające i odświeżające oraz wykrztuśne. Są skutecznym przeciwutleniaczem. Zawierają dużo magnezu, wapnia, witaminy A, C, K oraz kwasów Omega 3 CYTRYNA – ze względu na dużą ilość witaminy C (53 mg/100 g) posiada właściwości wspomagające odporność organizmu oraz łagodzące jesienne – powszechnie znany i szanowany jako naturalny środek prozdrowotny. Działa bakteriobójczo, wzmacniająco, uodparniająco i odżywczo oraz przeciwzapalnie i oczyszczająco. Ps. Wybaczcie jakość zdjęć, ale mój aparat odmówił posłuszeństwa, a aparat w telefonie nie dał rady :( Skarpety z napisem dla każdego Pokaż wszystkim, o czym myślisz, czego pragniesz i co lubisz najbardziej! Jak? Dzięki naszym skarpetom z napisem. Skarpetki z napisem « 1 | 2 | 3 | 4 » « 1 | 2 | 3 | 4 » Skarpety z napisem - czego właśnie potrzebujesz? Masz ochotę na filiżankę kawy, lampkę wina lub piwo, ale nie wiesz, jak delikatnie to zasugerować? Załóż skarpety z odpowiednim napisem. Możesz dzięki nim także zakomunikować wszystkim dookoła, że jesteś zajęty lub nie czujesz się najlepiej. Wszystko to dzięki krótkim, ale celnym napisom na skarpetach. Każdy, kto je zobaczy, doceni także Twoje niesamowite poczucie humoru i dystans do siebie. Jedno hasło może zaskarbić Ci sympatię wielu osób. Nie trać takiej szansy na nowe przyjaźnie i wybierz idealnie dobrane do Ciebie skarpety z napisem. Rozwesel bliskich dzięki skarpetom z napisem Szukasz spersonalizowanego pomysłu na prezent i chcesz pokazać komuś, że znasz jego wszystkie sekrety? Wybierz jedne z naszych skarpet z napisem, które doskonale do niego pasują. Gwarantujemy, że gdy tylko je zobaczy, będzie pod ogromnym wrażeniem Twojego poczucia humoru i tego, że znasz go, jak nikt inny. Bez wątpienia, dzięki skarpetom z napisem wywołasz uśmiech na twarzy obdarowanej osoby, a przecież to najważniejsza rola prezentu. Dzięki skarpetom z napisem możesz także pokazać, że w pełni doceniasz rolę, jaką bliscy odgrywają w Twoim życiu. Znajdziesz u nas skarpetki, które wyrażają podziw dla rodziców i drugich połówek. Z pewnością będą nosić je z dumą i cieszyć się za każdym razem, gdy je zobaczą. Co dokładnie znajdziesz w naszej ofercie skarpet z napisem? W naszej ofercie znajdziesz skarpety z napisem damskie i męskie, długie i krótkie. Wybór jest tak szeroki, że z pewnością przynajmniej na widok kilku par z radością zawołasz “to o mnie!”. Oferujemy pary w wielu kolorach i z różnorodnymi motywami, tak, aby napis był jeszcze lepiej podkreślony. Dzięki temu możemy sprawić radość tak wielu osobom, które będą mogły cieszyć się trafnie dobranym, żartobliwym hasłem. Dołącz do nich i śmiej się za każdym razem, gdy je założysz. Paczki wysyłamy za pośrednictwem kuriera lub do Paczkomatu InPost. Jeżeli uda Ci się popaść w zakupowe szaleństwo, możesz liczyć na darmową wysyłkę. Nie smuć się już dłużej i zamów śmieszne skarpety z napisem Jeżeli jesteś już przygotowany na dużą porcję śmiechu, możesz rozpocząć zakupy. Skarpety z napisem, które znajdziesz w naszym sklepie są naprawdę wyjątkowe. Znajdziesz tutaj parę dla każdego i na każdy nastrój. Nie zwlekaj już dłużej, rozchmurz się i wybierz taką, która idealnie Cię opisuje. Składniki Mąka Masło Jajko Mleko Woda Cukier Sól Proszek do pieczenia Mąka pszenna Mąka ziemniaczana Żółtko Wykonanie Oj, jak ja je dawno robiłam, a teraz gdy spoglądam na zdjęcia, to mam ochotę zrobić kolejne. To moje ulubione małe słodkości, zresztą nie tylko moje. W domu wszyscy bardzo je lubimy i to jest właśnie powód tego, że nie robię ich zbyt często, bo wiadomo, dupka na ptysie:1 szklanka mąki100g masła4 jajka1/2 szklanki mleka1/2 szklanki wody1 łyżka cukruszczypta soli1/3 łyżeczki proszku do pieczeniaSkładniki na krem:700 ml mleka 3,2%3/4 szklanki cukru3 łyżki mąki pszennej3 łyżki mąki ziemniaczanej2 żółtka200 g masłaSposób przygotowania:Wodę z mlekiem i masłem zagotować w rondelku, dodać mąkę i sól. Mieszać drewnianą łyżką, aż ciasto będzie błyszczące i zacznie odchodzić od ścianek. Zdjać z ognia i jajka i połączyć w całość za pomocą miksera. Przełożyć do rękawa cukierniczego. Blachę do piczenia wyłożyć papierem i wycisnąć na nią szprycą okrągłe kopczyki, zachowujac kilkucentymetrowa odległość. Piec w temperaturze 200 st. C przez około 25 minut, aż będą rozprowadzić z częścią mleka. Pozostałe mleko zagotować z cukrem, wlać do niego rozrobioną w mleku mąkę. Zagotować i misce utrzeć masło z cukrem pudrem i żółtkami. Na koniec łyżką dodawać przestudzony budyń. Połączyć wszystko za pomocą miksera w jednolitą, puszystą poprzecinać ostrym nożem na pół, masę przełożyć do szprycy i napełnić nim nasze słodkości Przykryć wierzchnią warstwą i posypać cukrem pudrem. Smacznego. Źródło:

skarpetki z przepisem na ptysie